Dochodzenie na leżąco [Kolekcjoner kości – Jeffery Deaver]
Do tej książki zbierałem się długo. Już jakiś czas temu ponaglony zostałem przez Martę z bloga Lolanta Czyta i jej wrażeń z lektury. W zasadzie jest tak, że film widziałem parę razy, ale to było tak dawno, że aż zapomniałem, o pewnych szczegółach dzięki czemu mogłem w miarę cieszyć się z lektury. Zasada najpierw książka potem film została naruszona, ale czas wyprostował trochę zaistniałą sytuację.
Pierwsza książka Deavera jaką czytam. I z pewnością nie ostatnia. Seria z Rhyme’em będzie gościć u mnie na bank, bo ten Rhyme, to ciekawa postać. Kryminolog, który miał specyficzne podejście do pracy, to znaczy jego praca bardziej mogła przypominać chirurga, który z wielką dokładnością wykonuje swoją pracę, a przy tym z reguły totalnie się jej oddaje i nie daje zdekoncentrować. Dbałość o szczegóły i niesamowita wiedza pozwalająca szybko i logicznie odnaleźć się w sytuacji. Były przypadki, gdy Lincoln zlekceważył dowody i rutynowo podchodził do sytuacji, za co został skarcony i ktoś musiał przepłacić za to życiem. Cena wysoka, ale spowodowała chorobliwą wręcz sytuację, przez co często nie dopuszczał innych osób do analizy miejsca przestępstwa zanim nie skończył.
Lincolna poznajemy, gdy już jest kaleką. Przy jednym śledztwie upadła na niego belka, co spowodowało paraliż. Teraz asystent/pielęgniarz pomaga mu w czynnościach. Jednak ważniejsza dla niego zdaję się być perspektywa eutanazji. Obraz rozpaczy i samotności jaka go dotyka skutkuje szukaniem wyjścia jakże egoistycznego. Pośrednio z pomocą przychodzi mu czyjeś nieszczęście, bo to właśnie gdyby nie morderstwa do jakich dochodzi, to koledzy z wydziału śledczego nie poprosili by go o pomoc w analizie, gdyby nie ta analiza nie poznałby Amelii Sachs i tak dalej, efekt motyla zadziałał. Autor wszystko świetnie zaplanował i przedstawił. Te analizowane morderstwa są świetnie opisane i rzeczywiście wszystko zapięte jest na ostatni guzik. Szukanie mordercy na podstawie śladów na pozór mało znaczących, a to gdzieś jakaś farba, kawałek ubrania, jakiś cylofan, można by wymieniać dużo. Wszystko Lincoln prędzej czy później przeanalizuje. Ciekawa osobowość. Z resztą Amelia, też niczego sobie babka. Po przejściach też walcząca z samotnością. Autor interesująco ich zobrazował. Sparaliżowany geniusz kryminologii i piękna początkująca policjantka, na widok której faceci myślą tylko o seksie. Facet, który nie może i kobieta, która nie chce. Samotność z wyboru i samotność życiowo-sytuacyjna, nie wiem jak to nazwać.
Jak widać Deaver w swojej książce ukrył trochę psychologicznych aspektów głównych bohaterów. Pod tym względem wzbudza to podziw. Samo śledztwo prowadzone z problemami, ale doprowadzone do końca. Ciekaw jestem jak się potoczą losy Lincolna. Seria z nim ma już 11 tomów. Dużo do nadrobienia. Do letnich priorytetów dopisuje 2-3 tomy Deavera.
Wydawnictwo Prószyński i S-ka Kolekcjoner kości - Jeffery Deaver s. 376 | 2008 (org. 1997) Ocena: 4+/5 O książce na goodreads
Sucha Mortka [Przejęcie – Wojciech Chmielarz]
Sucha Mortka. Taka trochę śmieszna sytuacja wyszła w kolejnej części losów komisarza Mortki. Jego partnerką została aspirant (zwana też aspirantką) Suchocka czyli Sucha. Mimowolnie powstał duet śmiesznie brzmiący Sucha Mortka. Właściwie śmiechy na tym się kończą. Praca w policji to w dalszym ciągu dla komisarza nie zabawa, choć koniec końców będzie miał powodu do uśmiechu.
Wszystko zaczyna się od castingu. Coca-cola kręci reklamę w bardzo sprzyjających okolicznościach przyrody i ten tego niepowtarzalnych. Grupa Polaków trafia najpierw do Kolumbii. Tam czekają. Imprezują. Niestety okazuje się, że pomysłodawca wycofał się, na szczęście wszystko opłacone więc można się bawić dalej. I pojawia się kolejne niestety, tym razem gangsterzy wparowują na ośrodek, a uprzednio opłaconych grantów nie ma śladu zostały tylko długi, a jedynym sposobem ich spłaty jest udział w przemycie koki . Całe te wydarzenia pozornie wydają się nie powiązane z zabójstwem geja z finansjery w Warszawie. Delikwent powieszony na moście z rozprutym brzuchem staje się cynglem, którego pociągnięcie ma duże konsekwencje, a doprowadzi do rozwikłania kilku spraw.
Chmielarz napisał świetny kryminał. Abstrahując od tego naiwności uczestników takich wyjazdów, bo śmierdzi to na kilometr, ale patrząc na produkcje typu Warsaw Shore, czy tego typu debilizmy, to myślę, że wszystko możliwe. Tak jak pisałem abstrahując od tego, autor świetnie przestawił codzienność Mortki z prowadzeniem śledztwa. Jest to już trzecia część cyklu i znamy historię komisarza jego osobiste perypetie, bóle związane z rozwodem jak i próby zatracenia się w pracy celem zapomnienia o problemach zdrowotnych czy uczuciowych. Widać, że ewoluuje i jego podejście do nowego partnera byłej żony zaskakuje także ją, wydarzenia Krotowic (z Farmy lalek) odcisnęły swoje piętno.
Cała intryga misternie zaplanowana przez autora jest dość skomplikowana, a przy tym dokładnie ułożona powoduje, że wszystko świetnie na końcu się zamyka. Czytelnik nie czuje niedosytu, a poruszane tematy śledztwa w porównaniu z poprzednimi częściami stanowiły dla mnie jakiś podmuch świeżości. Dostajemy tu skomplikowany układ równań z wieloma niewiadomymi, nie jest on sprzeczny (brak rozwiązań) ani nieoznaczony (nieskończenie wiele rozwiązań), ale z pewnością dojście to rozwiązania dostarczy wiele emocji, a odkładanie lektury Chmielarza przez wielbicieli kryminałów nie będzie przeze mnie zrozumiałe.
Poprzednie części na blogu:
#1 Podpalacz
#2 Farma lalek
Książka przeczytana w ramach WYZWANIA KRYMINALNEGO
Wydawnictwo Czarne Przejęcie, Wojciech Chmielarz s. 392, 2014 rok wydania Ocena: 4.5/5 O książce na goodreads
Biją w Bostonie [Wypijmy, nim zacznie się wojna – Dennis Lehane]
Już od jakiegoś czasu twórczość Lehane mnie wołała. To na jakiś blogu czytałem recenzję. To w zapowiedziach nową książkę widziałem, to na jakąś adaptację filmową się natykałem, a to jeszcze w bibliotece trafiałem na coś, aż strach lodówkę otworzyć. No i tak postanowiłem sięgnąć po pierwszą część cyklu z detektywami Kenzie & Gennaro w roli głównej. Było ciekawie i przyjemnie.
Książka nie jest długa. Akcja osadzona jest w Bostonie. Detektywi dostają zlecenie odnalezienia pewnej czarnoskórej sprzątaczki, która zniknęła z dokumentami z biura senatorskiego w którym pracowała. Jak się później okaże, sprawa nie jest taka prosta, a bohaterowie staną przed trudnymi wyborami. W sprawę zaangażują się dwa gangi i jak najbardziej wszystko się skomplikuje. Cała sprawa to nie jedyne skomplikowane rzeczy o jakich przeczytamy w książce, bo życie Angie Gennaro i jej małżeństwo, czy relacje Pata Kenzie nie należą do prostych.
Lehane pisze ciekawie i wszystko trafia do czytelnika bez łatwo i przyjemnie, nie ma problemu z odbiorem książki. Jest to taka książka nadająca się na adaptację filmową i pewnie dobrze by się film oglądało. Wojny gangów i rasizm jaki tu jest wszem obecny dają do myślenia. Czarnoskórzy, którzy są źli na stworzony im parytety i walczące o swoje. Wszystko daje do myślenia.
Osobiście mi bardzo do gustu przypadło poczucie humoru głównych bohaterów. Ich wzajemne relacje powodują pewne ironiczne odzywki, których skutkiem było pojawienie się uśmiechu na mojej twarzy. I takie książki lubię! I mam ochotę na jeszcze.
Dawno nie dawałem cytatów na zachętę więc tym razem podzielę się tymi co mi się spodobały.
‚Angie była teraz w domu i dreptała w tym groteskowym bolesnym tańcu, który nazywała małżeństwem. Twarde słowa, policzek, kilka wywrzeszczanych oskarżeń i do łóżka – do następnego dnia. Miłość.‚
‚Angie gotuje w przybliżeniu raz na pięć lat i nigdy z dobrym skutkiem. Gdyby to tylko od niej zależało, miałaby w kuchni tylko blat pod catering.‚
‚Za oknem, na zewnątrz kilku facetów podawało sobie butelkę w brązowej papierowej torbie, niesieni strumieniem alkoholu, przepływali z niedzieli w poniedziałek.‚
Wydawnictwo Prószyński i S-ka Wypijmy, nim zacznie się wojna Dennis Lehane s. 256, 2010 rok wydania Ocena: 4/5