o książkach i nie tylko

muzyka

Kwartał drugi

Kwartał

Miałem coś napisać o Winnych w części drugiej, ale jakoś tak zostawię na przyszłą przyszłość. Czas posumować w słupkach i pod kreską ładnie zakreślić cyfry i stwierdzić debet, albo wręcz przeciwnie. Tym sposobem czytelnictwo sprowadzamy do księgowości, ale za to twórczej. Za każdą czynnością gdzieś w końcu stoją liczby.

Statystyki

Jest progres. Jest 4 pozycje więcej niż w ostatnich trzech miesiącach, ale chyba przejdę z kwartalnych na miesiączki, jakkolwiek by to zabrzmiało, ale tak to miało zabrzmieć 😛

01.[czytaj] Dennis Lehane – Miasto niepokoju
02.[czytaj] Antonio Hill – Lato martwych zabawek
03.[czytaj] Remigiusz Mróz – Kasacja
04.[czytaj] Marcin Ciszewskihttp://www.1939.com.pl
05.[czytaj] Steve Berry – Dziedzictwo templariuszy
06.[czytaj] Piotr Kulpa – Pan na Wisiołach. Krzyk Mandragory
07.[czytaj] Robert Harris – Vaterland
08.[czytaj] Ken Follett – Igła
09.[czytaj] Ałbena Grabowska-Grzyb – Stulecie Niewinnych.Ci którzy przeżyli
10.[czytaj] Martin Cruz Smith – Park Gorkiego
11.[czytaj] Robert J. Szmidt – Szczury Wrocławia. Chaos
12.[czytaj] Linwood Barclay – Za blisko domu
13.[czytaj] Dean Koontz – Anioł stróż
14.[czytaj] Mariusz Czubaj – 21:37
15.[czytaj] Harlan Coben – W głębi lasu
16.[czytaj] Gustavo Malajovich – Ogród z brązu
17.[czytaj] David Baldacci – Klub wielbłądów
18.[czytaj] Blake Crouch – Wayward Pines. Krzyk
19.[czytaj] Dmitry Glukhovsky – Metro 2033
20.[czytaj] Jeffrey Deaver – Kolekcjoner kości
21.[czytaj] Jeffrey Small – Oddech Boga
22.[czytaj] Chuck Wendig – Drozdy. Dotyk przeznaczenia
24.[czytaj] Szymon Jędrusiak – Zawisza Czarny. Aragonia
25.[czytaj] Joakim Zander – Pływak
26.[czytaj] Tess Gerritsen – Grzesznik
27.[czytaj] Jonas Jonnason – Stulatek który wyskoczył przez okno i zniknął
28.[czytaj] Evzen Bocek – Ostatnia arystokratka
29.[czytaj] Charlie LeDuff – Detroit. Sekcja zwłok Ameryki

Kolejno w kwietniu, maju po 9, a w czerwcu szaleńcze 10.
Średnia: ~3,68, czyli ciut lepiej niż ostatnio (3,63).
Liczba przeczytanych stron: 11813 (poprzednio: 10389).
Zdecydowana większość to książki autorów z USA bo aż 13, 7 autorów z Polski, 2 z UK i Szwecji, po jednej z Argentyny, Czech, Hiszpanii i Rosji.
11 to ebooki wersje reszta papierowe (ostatnio było odwrotnie), oczywiście im bliżej urlopu tym więcej ebooków.
Najdłuższa książka: Miasto niepokoju, 642 stron.

Pitu pitu o tym co wyżej i co dalej

… i jak widać wyżej o czterech książkach nic nie pisałem tu, a trzy ostatnie znalazły się w podsumowaniu po urlopowym. Ogólnie udało mi się skończyć serię Pines z czego jestem zadowolony gorzej już z samą serią, bo jakoś średnio mi się podobało po świetnym początku, ale zacząłem serial oglądać i po 5 odcinkach przyznam, że jest nawet fajnie, choć dużo różnic, ale chyba Crouch maczał w tym palce więc trzeba uszanować wizję. O dziwo bardzo spodobała mi się seria Stulecie Winnych i po przeczytanej w weekend drugiej części już mnie korci, by sięgnąć po kolejną, ale zostawię na potem.

… hmm zawiodłem się na serii Metro. Jakoś tak średnio mi to podeszło.. aczkolwiek… jest coś napisane w naszych realiach w Krakowie autorstwa Pawła Majki więc może z tym spróbuje, a w planach z tego co widziałem coś we Wrocławiu ma być.. kurde jednak ta seria ciekawie się rozrosła.. szkoda że mi nie podeszła.. ale wiadomo, że nie wszystko może się podobać.. jedni lubią blondynki, a inni rude.. takie życie…

… Gerittsen powróciła i się spodobała.. ale na bloga nie trafiła bo urlop ją zaskoczył.. ale teraz muszę do Hole’a i Nesbo wrócić.. bo pierwszą częścią się zachwyciłem, a kolejnych jeszcze nie czytałem… ot.. paradoks dobrej książki..

… planuję coś z historii poczytać.. już pożyczyłem od kolegi coś o czasach Chrobrego, coś mnie ciągnie w te klimaty.. jeszcze o Husarii naszej bym poczytał.. jak coś czytaliście to piszcie co polecacie z takiej tematyki..

… po urlopie postanowiłem, że wszystkie listy idą w odstawkę i nie trzymam się sztywno, że coś teraz/potem muszę…

… hehe zaktualizowałem znów okładkę na goodreads do drugiej części Zordona i spółki czyli Zaginięcia Mroza, fajne zamieszanie się zrobiło po wrzuceniu pierwszej.. ale na książkę jak najbardziej czekam..

… ot i tyle..

… i jeszcze jakiś utwór co by była fajna muzyczka… Omar i Cedric jako Mars Volta w ich jednym z najbardziej przyswajalnych utworów dla mas..


Param param muzyczki słucham tu sam

Kiedyś większą wagę przywiązywałem do tego co słucham niż tego co czytam. Z wiekiem jakoś to się przestawiło. Trudniej mi słuchać muzyki polskiej. Nie wiem czemu. Większość artystów jacy się przewijają przez moje słuchawki, to tak nie nasi. No już nawet ze wschodu zespoły bardziej mi zapadają ostatnio w pamięci.

Piszę dlatego o tym iż wszyscy (tzn większość) na blogach robili podsumowania książkowe, postanowienia. Ja popełniłem stronę z listą przeczytanych książek (ze statystykami jak na matematyka przystało) w poprzednim roku którą możecie znaleźć tu. Lecz w tym poście przytoczę parę artystów muzycznych którzy towarzyszyli mi w ubiegłym roku. Będzie ich 4 sztuki, a wszystko to zespoły. Mniej lub jeszcze mniej znane, bo nie sposób zwrócić czyjąś uwagę na kogoś znanego.

No to na pierwszy ogień DOK. Teraz ognia na Ukrainie jest dużo. Oni właśnie są z Ukrainy. Trio. Perkusja, gitara i saksofon. Kto zna Morphine wie, że takie coś może się udać. Tutaj grają trochę inaczej niż Morphine, ale trudno nie przejść obojętnie. Jest moc. Koncert w małym zadymionym klubie. Ideał.

Kolejni będą Panowie z Baltimore ze stanu Maryland, The Flying Eyes. Ich druga płyta Lowlands kipi psychodelią wymieszaną z bluesem. Poza tym jest dość melodyjna, a utwory jak Alive in Time, Eye of the Storm czy tytułowy Lowlands, to coś co powinno puszczać się w radiu. Może kiedyś dożyjemy takich czasów, a może ja złego radia słucham.

Kolejną kapelą o której dziś wspomnę będzie Lond Distance Calling. Ich płyta wydana w 2011 roku której tytuł był po prostu Long Distance Calling towarzyszył mi podczas rehabilitacji jakiś czas temu i oczekiwałem nowej płyty, i to bardzo. Rozczarowania nie było. Post-rock jest dalej, choć bardziej chłopaki się wzięli za śpiewanie i mniej instrumentalnych utworów jest. Znów jest moc.

Jeśli doczytaliście tego posta do tego akapitu, to tu będzie coś bardziej przystępnego i jeszcze bardziej radiowego. Fuel Fandango. Hiszpański elektro-pop. Teksty hiszpańsko-angielskie. Melodyczne. Świetnie zagrane. Bardzo ładna Pani na wokalu. Trece lunas to ich w zasadzie druga płyta. Jest bardzo równa i bardzo dobrze się słucha.


lato..muzyka i praca

Czas letni zawsze tak wpływa na mnie, że jak słońce się pojawi, to przeważnie mam ochotę na słuchanie muzyki lekkiej zwiewnej i mało hałasującej. Czasem te wyciszenie, że atmosfera robi się z lekka senna, ale w pracy trochę snu nie zaszkodzi. W końcu pracownik wypoczęty, pracownikiem wydajniejszym.

Gdy na początku lat 90. rodzice zakupili wieżę marki Sony z odtwarzaczem CD na polskim pirackim rynku płyt było w sumie dość dużo. Wpływ na ich zakup był średni z mojej perspektyw 10-latka. Większość muzyki słuchanej w tym czasie była właśnie taka dance i takie mniej ambitne klimaty. Aczkolwiek pierwszą płytą jaką kojarzę w naszej kolekcji była składanka reggae i to nawet oryginał był. Latem ta muzyka jak najbardziej do mnie przemawia.

Lato. Dziwna pora. Kiedyś kojarzę jakieś akcje z rmffm jak inwazja mocy, bieganie po podwórku za piłką (itede itepe). Dwa miesiące laby. Teraz jest to jedynie dwa tygodnie urlopu i do pracy. Chyba, że przydarzy się L4, ale lepiej z tym nie eksperymentować.

Ale miało być o muzyce, a się rozwodzę o jakiś popierdułach. No więc muzyka letnia. Co by tu zapodać. The Roots, Nneka, Nightmares on Wax… Morcheeba.. tak tak.. swego czasu katowałem płytę Morcheeby Charango, a to już przeszło 10 lat od jej wydania. Dobra do usypiania. No to żeby nie było, że pierwszy z brzegu to niech będzie trzeci kawałek z tej płyty.

Sennie, no nie? A jest tam kawałek z jednym z mych ulubionych głosów czyli Kurt Wagner oj.. ale jak już jestem przy nim, to swego czasu zapodał ze swoim zespołem Lambchop cover Sisters of Mercy jeden z najlepszych jaki słyszałem. W sumie też się nadaje na leniwe letnie popołudnie.

Tak się powinno robić covery.

Żeby ożywić atmosferę to wspomnę o niejakim Junkie XL. Jest to DJ znany szerzej z remiksu jednego z utworów Elvisa. Ja w zasadzie znam jego jedną płytę Radio JXL. Dwupłytowy album, eletronika, reggae i jakieś beaty. Kupa gości m.in. Saffron (pani co śpiewała w zespole jednego hitu Republica a hit to Ready to Go), Peter Tosh, Gary Numan czy Anouk. Ja wybieram z zestawu utwór z Salomonem Burke (amerykański piosenkarz soulowo rockowy). Ogólnie cała płyta świetna, choć u nas średnio znana.

A wiecie co jest najlepsze? Jak się tak człowiek pół dnia z taką muzyką zaznajomi, to ma jej z leksza dość. Przynajmniej ja muszę ją dawkować w miarowy sposób. I tak rock to jest to co tygrysy lubią najbardziej, a jak jest lato to najlepszy jest stoner rock. No więc na koniec coś co niedawno gdzieś wyszperałem zespół Stoner Train. Rock!


Waszmoście [Szubienicznik – Jacek Piekara]

Ot i mamy ciekawą pozycję. Do literatury rozrywkowo-historycznej zabieram się od jakiegoś czasu. Chciałem rozpocząć od czegoś Komudy, ale gdy pojawiła się sposobność na przedpremierowe przeczytanie nowej książki Piekary po chwili zastanowienia zdecydowałem, że czas zacząć wielmożni Państwo.

Z twórczością Piekary zetknąłem się przy cyklu inkwizytorskiego z głównym bohaterem uniżonym sługą Mordimerem na czele. Muszę przyznać, że tamta seria mi się spodobała, była lekko napisana, takie rozrywkowe czytanie.

W nowej książce Piekary przenosimy się do pierwszej Rzeczpospolitej końca XVII wieku. Głównymi bohaterami są szlachcice podstarości Jacek Zaremba oraz stolnik imć (bardzo mi się podoba to słówko) Hieronim Ligęza. Pan Jacek przybywa do stolnika na zaproszenie dostojnego gospodarza, jak się później okazuję celem wyjaśnienia pewnej sprawy, czy też może krotochwili? Ot, sam Pan Hieronim nie jest pewny, czy ktoś sobie żarty robi. Otóż do stolnika przybywają dwaj jegomoście, też na jego zaproszenie (Hieronima), tylko problem w tym, że on ich nie zapraszał, a mają listy sygnowane jego sygnaturą, a co gorsza w listach obiecuje wyjaśnić trapiące ich problemy.

Muszę przyznać, że początkowo miałem problem z przestawieniem się na taki język, ale już po kilkunastu stronach zacząłem jak najbardziej wręcz delektować się staropolskim słownictwem. Czasem zastanawiając, czemu już nie używamy niektórych określeń.

Wracając do fabuły, jest ona bardzo ciekawie przedstawiona, akcja momentami nie jest może zbyt dynamiczna, podstarosta i stolnik robią różne wywody na temat szlachty i Rzeczpospolitej, jej przyszłości i stanu obecnego. Trzeba przyznać, że wszystko brzmi bardzo wiarygodnie. Nie jestem jakimś znawcą historii, ale ogólnie mi się bardzo podobało.

Jedynym problemem książki jest niedosyt. Książka pod koniec wyraźnie nabrała tempa, by się zakończyć. Ot, jakby chciała powiedzieć „Cierpliwości, waszmość. Musisz poczekać”. No więc na rozwiązanie sprawy, trzeba czekać do wydania kolejnego tomu. Ja na pewno po niego sięgnę.

Na zachętę tak jak ostatnio, jakieś cytaty.

– A prawo, prawo przecież jest najważniejsze. Choć niektórzy powiadają, panie starosto – podsędek spojrzał na Zarembę – że w Polsce przypomina ono raczej drewniany płot. Żmija się prześlizgnie, wilk przeskoczy, żubr stratuje…… ale za to, co najważniejsze! całe bydło trzymane jest tam, gdzie jego miejsce.

Ja zawsze mówię, że my, wdowcy, jesteśmy niczym złote pierścionki dla tych sikorek. Tylko patrzą, żeby nas w dzióbek porwać i zanieść do gniazda.

Szlachecka fantazja tak we mnie dzień i noc płonęła, że strumieniami wina wciąż musiałem ją gasić.

Wydawnictwo Otwarte
Szubienicznik Jacek Piekara
s. 480, 2013 rok wydania
Ocena: 5/5

Nocnie muzycznie

Jest noc.. noc sprzyja różnym czynnościom, którym się oddajmy chętniej lub też mniej. Współczuje tym którzy muszą robić nocki i zarabiać na chleb, a później oddawać część naszemu kochanemu mniej lub bardziej Państwu (przez duże P a co! ku chwale ojczyzny! przez małe oj! a co!).

Ja czasem, gdy mam okazję lubię sobie strzelić piwko, jedno lub dwa i założyć słuchawki oddać się błogiej mniej lub bardziej przyjemności słuchania różnych dziwnych dziwności.

Jak już o muzyce piszę to muszę nie ma bata napisać o The Music. Swego czasu jak debiutowali byli bardzooo młodzi.. pierwsze EP-ki były świetne. Pierwsza płyta też niczego sobie. Później już było gorzej. Aha, panowie są z Zjednoczonego Królestwa (UK) i podlegają jego wielmożnej Elżbiecie, czyli z Wielkiej Brytanii (ile to człowiek się napisze, żeby było ciekawie eh). Ale, wracając do sedna sprawy, czyli muzyki, są w ich twórczości utwory przy których mam ciary mimo, że słucham ich n-ty raz. Też tak macie czasem, że jak usłyszycie jakiś utwór to nagle ciary przechodzą? Ciekawe uczucie, a jeszcze w lecie w środku lata, w autobusie w otoczeniu emerytek, nawet wtedy się zdarza. No dobra, dwa utwory z EP-ek wczesnych.. wtedy Ci chłopacy mieli 16, 17 lat szaleństwo jak o tym pomyślę, ale jaka moc jest w tym, szczególnie w instrumentalnym The Walls Get Smaller.. ach szaleństwo, szkoda, że nie poszli w tą stronę w swojej twórczości, a mieli potencjał o czym świadczą inne utwory z EPek. Aż szkoda, że skończyli działalność, choć po ostatnich płytach trzeba stwierdzić, że najlepsze mieli już dawno za sobą.

Miłego odsłuchu!

no to jeszcze dorzucę The People fajnie śpiewane z japońskim ludem z Harvey’em na jednym z ostatnich koncertów…


Dźwięki wyszukane z mej ręki

Swego czasu gdzieś przez przypadek natrafiłem na płytę artystki co się zowie Eivør Palsdottir. Nie pytajcie jaki to przypadek i gdzie, ale z przypadków to zdecydowanie powinien być wołacz O! 😉 Jak się okazało artystka jest z Wysp Owczych i gra muzykę z elementami folku, trochę elektroniki, trochę rocka no i ten głos! To jest coś. Na YT znalazłem nawet jak śpiewa May It Be ze ścieżki z Władcy Pierścienia. Posłuchać możecie tego tutaj. Ja jednak podzielę się utworem z płyty Room pt. Rain. Ależ mi to w głowie siedziało. Ładnych parę dni. Jest też dostępna wersja akustyczna, bardzo fajna. Oczywiście na Youtube, polecam, bo Eivør jest piękną kobietą o pięknym głosie. Czego więcej trzeba 🙂 Mógłbym zrecenzować całą płytę Room, bo cała jest bardzo ciekawa, ale co tam.. ja się na muzyce nie znam. Wolę słuchać.

AA byłbym zapomniał.. ostatnio też, gdzieś przypomniał mi się utwór, który trochę pasowałby do książki Bracia Sisters, też go dziś trochę pomęczyłem.

Ku chwale Ojczyzny!


Muzycznie w 2012

Tak jakoś było o książkach w 2012 teraz będzie o muzyce. Jakoś tak w zeszłym roku jeśli chodzi o dźwięki i płyty to dziwnie było. Gdy byłem zmuszony do leżenia w szpitalu czas umilały mi dźwięki jednej z komercyjnych stacji i po dwóch dniach myślałem, że dostane do głowy, bo jak można tak często puszczać do samo? eh straszne..

Ja jakoś popowej papki nie lubię. Aczkolwiek Lana Del Rey fajną płytę nagrała. Nie będę ukrywał, że mi bardziej bliskie są rockowe klimaty. Dlatego bardzo się ucieszyłem, gdy w zeszłym roku reaktywował się At The Drive-In. Kto nie zna ten trąba. Takiego post-hardoce’owego, rockowego grania mi brakuje. Ale wiem, że nie wszystkim pasuje sposób śpiewu (krzyku) Cedric’a. Kto nie zna przypomnę jednym z przyswajalnych kawałków z ich ostatniej płyty wydanej wieki temu bo w 2000 roku.

Fajne? No, jest tego trochę. Jeśli będą gdzieś blisko koncertować z pewnością ja też tam będę.

Jak ATDI, to też trzeba wspomnieć o The Mars Volta, który w zeszłym roku wydał płytę Noctourniquet i co tu dużo mówić, nie powinno nikogo dziwić, że jest to dla mnie jedno z lepszych wydawnictw zeszłego roku. Omar Rodriguez-Lopez i koledzy zmienili trochę podejście, Omar właśnie zostawił trochę więcej miejsca kolegom, jest mniej gitar, nie ma tylu partii gitar co w poprzednich wydawnictwach, więcej jest syntezatorów, elektroniki. Ogólnie jest dobrze.

Zespołem z innej bajki jest 2:54. Kiedyś trafiłem na ich epkę Scarlet i katowałem ją. Oj katowałem. Ściana gitar, spokojny wokal kobiecy, zapadające w pamięć utwory. Wszystko było świetnie i płyta pt. 2:54 była świetnym uzupełnieniem i nie zawiodła oczekiwań.

Jak ich nie lubić?

hehe no a teraz będzie coś na rozgrzanie, bo nie będę opisywał wszystkich rzeczy które mi się podobały (może rozłożę to w czasie, a może zostawię w spokoju :P)

Za oknem zimno, a ja wrócę do czasu letniego. Macie tak, że z daną porą roku kojarzą się Wam odpowiednie utwory? Czasem tak jest, że najlepiej reggae słuchać latem, czy coś w tym rodzaju. Jedną z płyt których najlepiej się słucha w odpowiednich okolicznościach przyrody jest Quantic & Alice Russell with The Combo Bárbaro Look Around the Corner.

Polecam całą płytę. Właśnie ją odświeżam sobie i aż mi cieplej…

No i póki co tyle. Muzycznie dziwny ten rok 2012 był dla mnie. Ale płyt z zeszłego roku jeszcze dużo będzie się poznawać, no bo jak to wszystko ogarnąć?

Nieważne… napijmy się 🙂


Muzycznie i teledyskowo

Nie będę pisał o Końcu świata (choć właśnie to zrobiłem), bo to jest święto ruchome i wg. ostatnich doniesień w przyszłym roku ma to być w czerwcu, albo w inny dzień, w zależności jak marketingowo będzie się opłacało.

Ogólnie jakoś grudzień ostatnio nie sprzyja u mnie czytaniu książek i miałem taki zamiar napisać dziś kolejną recenzję, ale dziwnie by to było robić w połowie książki, tak więc w święta będzie więcej czasu i spokojniej, więc mam nadziej nadrobić zaległości.

Grudzień to ogólnie jest czas podsumowań i niedługo podsumuje sobie rok 2012 książkowo ale i też muzycznie, gdyż oprócz książek, muzyka to coś co lubię najbardziej i od zawsze.

Pierwszy klip to nowy utwór Stereophonics. Dawno nie widziałem takie dobrego teledysku. Ostatni jaki mi się przypomina to Hysteria zespołu Muse. In A Moment, to utwór z nowej płyty Stereophonics, która wyjdzie na początku marca przyszłego roku. Trzeba powiedzieć, że chyba jest na co czekać. Aaaa tutaj można znaleźć wideo z kręcenia teledysku i patrząc na to aż mi zimno 🙂 brrr

Drugi klip będzie świąteczny… i oczywiście będzie to Last Christmas ale w bardziej oryginalnym wykonaniu duetu The XX. Interpretacja jest moim zdaniem udana.