o książkach i nie tylko

2016

HO-HO-HO !

no i jak tam? co tam? karp utopiony? choinka ubrana? książki na święta gotowe?

jakoś tak porzuciłem przez ostatni miesiąc bloga (wbrew założeniom), ale napięty grafik i stresowy czas związany głównie z awariami i poślizgami samochodowymi.. ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło tak więc wszystkim którzy jeszcze czasem tu zajrzą, życzę wszystkiego dobrego i bardzo spokojnych świąt, obyście wypoczęli od tego wszystkiego co Was stresuje, naładowali akumulatory i tylko się spieszcie bo czasu mało, a energii trzeba nabrać dużo!

tak więc…
wesołych… błogosławionych świąt…


[Behawiorysta – Remigiusz Mróz]

Były takie dwa seriale, które skojarzyły mi się z głównym bohaterem nowej książki Mroza. O nich za chwilę, teraz o bohaterze. Gerard Edling jest prokuratorem, któremu coś poszło nie tak i raczej o jego stanowisku mówi się w czasie przeszłym. Mimo to jakieś tam konsultacje jeszcze robi głównie motywowana przez jego byłą współpracownicę Beatę. Gerard jest specjalistą mowy ciała, analizuje gesty przewidującą reakcję lub odczytując zamiary osoby, albo też ogólne rzeczywiste zamiary. Gdy w Opolu dochodzi do aktu terroryzmu znów jest poniekąd wciągnięty w sprawę, która przeradza się w akt seryjnych morderstw w których publiczność ma duży wpływ na jego przebieg. Co i jak, to odsyłam do książki.

No dobra. W pierwszym zdaniu napisałem o dwóch serialach. Pierwszy to Magia kłamstwa (org. Lie to me), który był świetny, a doktor Lightman (świetna rola Tima Rotha) ma swoją firmę, która właśnie zajmuje się podobnymi rzeczami z jakich słynie Edling. Drugi to Mentalista z kolejną świetną rolą Simona Bakera i Behawiorysta jest chyba takim miksem tych fabuł. Z jednej strony mamy te nieprzeciętne dość zdolności czytania a z drugiej bezpośrednie działania w stosunku do Edlinga niczym Red John w Mentaliście. Sam autor w posłowiu pisze, że inspiracji należy szukać w wielu miejscach ja jestem ciekaw czy cosik z tych powyższych moich rozważań jest prawdą. Poza tym ostatnio czytałem Marcusa Sakeya i tam w jego serii Obdarzonych a tam czytacze byli na rożnych poziomach, ale to było takie sci-fi.

No dobra(2). Tyle o inspiracjach. Trzeba przyznać, że jest to najbrutalniejsza książka Mroza. Krew wylewa się często i obficie. Nie unia autor drastycznych opisów, a na okładkę bardziej niż delikatna nutka maźnięta posoką nadawałoby się raczej pełne jej wiadro wraz np. z mieszalnikiem do farb. Przyznam, że dość zaskoczony byłem takim obrazem i nie wiem dlaczego. Realizmu dodało to i ma przerażało. W zasadzie nie obce mi mi takie rzeczy w końcu Edward Lee czy inny Ketchum to jest to co lubię. Na książce nie zdziwiłbym się gdyby był znaczek 18+ ja to w filmikach z jakichś wypadków czy innych egzekucji.

Dobra (już bez no, bo no ile można), ale te wiadra krwi to nie jest to co jest tylko w tej książce, choć pewnie większość czytelników to zapamięta. Poza tym Edling jest świetnie wykreowany. Nie bez powodów przywołałem tu Lightmana z serialu, bo poniekąd bohater Mroza jest też taki bezpośredni i stanowczy w tym co robi. Przez to jest szczery do bólu, co nie każdemu oczywiście się podoba, a jemu samemu splendoru nie przyniesie, ale za to jest skuteczny co już musi budzić respekt.

Ciekawe spotkanie z Mrozem. W przerwie lektury Gry o tron poniekąd zostałem w temacie jeśli chodzi o krwawe sceny, ale i także ciekawych bohaterów, a także takich których autor bezkompromisowo uśmierci pobudzając wyobraźnie a do tego dążąc do realizmu. Książkę polecam i ciekaw jestem czy przerodzi się w jakąś serię, czy też jednorazowe spotkanie.

Wydawnictwo Filia
Behawiorysta, Remigiusz Mróz
s. 496, 2016 rok wydania
Ocena: 4/5
O książce na goodreads

[Paryski architekt – Charles Belfoure]

Wojna to okres którego każdy z nas wolałby nie doświadczyć. Lata 40. ubiegłego wieku przyniosły w całej Europie tyle takich doświadczeń, że powinno starczyć ich na kilka stuleci. Nas Polaków bardzo ten czas doświadczył, ale cierpienia Żydów zdają się być w pierwszej kolejności przywoływane jeśli chodzi o tamten okres. Zagłada jakiej chciał Hilter, aby doświadczyli kazała uciekać, wypierać się swoich wartości, czy po prostu ukrywać.

Charles Delfoure pomysł na fabułę zaczerpnął z historii, a mianowicie podczas rządów Elżbiety I Katolicy byli w Anglii prześladowani co spowodowało, że księżą w tajemnic odprawiali mszę. W dworach w których one się odbywały tworzono specjalne kryjówki dla duchownych, kryjówki te zwano prist holes. Dzięki takim miejscom często udawało się im uchodzić z życiem.

Głównym bohaterem jest architekt Lucien chciałby się realizować swoją pasję, ale przez wojnę jego kariera wyhamowała. Zleceń brak, a pieniądze z funduszu żony szybko topnieją. Z ratunkiem przychodzi pewien biznesmen Manet, który chce, aby zrobił on w jednej nieruchomości kryjówkę w której może się ukryć pewien Żyd. Początkowo Lucien jest niechętny, ale ma za to zlecenie dostać kupę kasy, a do tego Manet sugeruje, że jeśli wykona swe zadanie poleci go jako architekta do prac przy tworzeniu jednej z fabryk Niemców. Nasz bohater przystaje na ofertę i zaczyna się życie w niepewności przeplatane szczęściem z realizacji marzeń.

Trzeba przyznać, że pomysł dość ciekawy, ale sama książka w pewnym momencie straciła na sile i nie było w niej napięcia. Dotarłem bez niego do końca, który jest dość schematyczny i taki jakiś trywialny. Książka za to ma klimat, a główny bohater jest dość ciekawą jednostką, która przechodzi przemianę w grze z jednej strony jest bardzo ryzykownej, ale koniec końców Lucien ma szansę wynieść coś cenniejszego niż pieniądze, a to za sprawą osoby Pierre’a.

Książkę polecam wszystkim lubującym się w fikcji historycznej, która mimo wszystko zmusza do refleksji.

Wydawnictwo Znak
Paryski architekt, Charles Belfoure
s. 384, 2016 rok wydania (org. 2013)
Ocena: 3/5
O książce na goodreads

Październik’16

No i stało się. Miesiąc zleciał wpisów nie było. Paradoksalnie powinny być, bom miał dość dużo czasu, alem zaniechał tego czynu iż sytuacja była iście odpoczynkowa celem której było w pełni dojście do sił. Dobra. Nie ma co się tłumaczyć, ale w tym miesiącu już powinno być normalnie, tym bardziej, że jakieś 4 lata mijają od pierwszego wpisu. Kiedy to zleciało? Nie wiem. Dzieci rosną, lista lektur do przeczytania rośnie jeszcze szybciej, tylko włosy nie rosną a siwieją. Jak żyć? W każdy razie doświadczenia z naszą służbą zdrowia mam za sobą i wariant optymistyczny niczym dobra zmiana zwyciężyła i można dalej się męczyć biegając i skacząc.
Październik
Czytelniczo było dobrze – jak z resztą widać u góry. W ciągu trzech tygodni L4 przeczytało mi się 8 książek plus dwie wcześniej i w sumie dycha była. Najbardziej podeszła mi w końcu seria Martina, co tez dzięki temu, że zacząłem serial oglądać i wziąłem dupę w troki i zacząłem czytać. Atmosfera szpitalna bardzo sprzyjała klimatom z Siedmiu Królestw. Intrygi i te sprawy to jest coś co tygrysy lubią najbardziej, a śmiem twierdzić, że autor czerpie prawie jak z Mody na sukces i dewiza każdy z każdym się układa jest wiecznie żywa. Trzeba przyznać, że czyta się to bardzo dobrze i ciesze się, że jeszcze parę części przede mną. Dziwne trochę, że z kolei Szóstka wron jakoś mnie nie wciągnęła i jest to pozycja chyba bardziej dla nastolatków, aczkolwiek tu i tam widzę, zachwyty, których ja nie doświadczyłem.

A co poza tą powiedzmy dwójką? Ciekawy powiedzmy kryminał z elementami sci-fi rodzimej produkcji czyli Będę cię szukał aż cie znajdę. Już samo imię i nazwisko bohatera głównego Wespazjan Cudny jest dość zabawne i poniekąd może zniechęcać, bo wygląda dość cudnie.. hehe Aczkolwiek ów bohater kończy 18 lat i po przyjściu do domu zamiast przyjęcia niespodzianki dostaje niespodziankę w postaci trupów rodziców, a do tego zabójcy będący na miejscu starają się też i jego wykończyć. Po zabiciu jednego z oprawców ucieka na deskorolce, ale wpada pod samochód po czym trafia do szpitala. Wszystko wydaje się złym snem, aczkolwiek problemy się zaczynają i to duże. Wally (tak zwą Wespazjana) trafia do tymczasowego aresztu. I tu właśnie miałem jedyny zgrzyt, bo podejście policjantów jest bardzo tępe? prostackie? hmm nie wiem takie mam wrażenie, nie wiem dlaczego Wally nie odmówił składania zeznań i nie skorzystał z obrońcy przy takim podejściu władzy, no ale może za dużo kryminałów się naczytałem, aby mieć takie wymagania :)) Nie będę się zagłębiał dalej w fabułe bo musiałbym posta osobnego napisać, ale książka jest bardzo dynamiczna i dopracowana. Mamy tutaj pewne zdolności, ciekawe gusła, a do tego wciągającą historię? Czego chcieć więcej.

No dobra nie będę przynudzał. W tym miesiącu nowym postanawiam iż będę pisał więcej (takie zabezpieczenie bo wystarczą dwa wpisy i już gotowe), bo o Koziołku (autor Będę cię szukał aż cie znajdę) już miałem ochotę coś większego. Do tego parę lektur m.in. z Mrozem i Chmielarzem na czele, bo tego pierwszego jeszcze Chór zapomnianych głosów czeka. I właśnie mam dużo z sci-fi do nadrobienia i fantastyki, a poza tym Martin czeka i jeszcze Richard Flanagan czeka, choć ostatnio miałem smaka na Cormaca, ale narazie przeszło mi. A u Was jakie plany na ten jesienny czas? U mnie plany często się zmieniają co widzę też po tym jak oddaje książki do biblioteki, których niestety nie przeczytałem.

Stay tuned!


Wrzesień

Koniec miesiąca, a u mnie jakoś ostatnio pustki. Napięty grafik zajęć sprawia, że trochę czasu brak i mobilizacji do robienia wpisów.

Lekturowo poniekąd miesiąc pod kątem ich liczby najsłabszy w roku, bo tylko 6 ale jaki fajny to był miesiąc.

pjimage

Zaczęło się od Mroza i to jedyna recenzja, którą się z Wami podzieliłem. Chyłka w formie i po szczegóły odsyłam Was tutaj.

Później przyszła kolej na Kalosze pełne kijanek Scotta Sampsona. I powiem Wam, że mając dzieci warto poczytać o aspektach obcowania z naturą i o tym jaki ona ma wpływ na rozwój dziecka. Już takie dane z okładki jak to że zaledwie 6% dzieci w wieku 9-13 lat wybiera zabawę na podwórku zamiast gry na komputerze, czy większość dzieci spędza 7-10 godzin dziennie gapiąc się w ekran telewizora, komputera, tabletu lub telefonu, a mniej niż 30 minut dziennie na podwórku, obcując z przyrodą – jest czymś alarmującym. Ja staram się u dzieci to ograniczyć, choć widzę jak bardzo małe dzieci ciągnie do tego migoczącego i głośnego czasem ekranu. Dlatego też wszelkie rady co do sposobu radzenia sobie z tym jak wygonić dzieci z domu, albo sprawić aby same chciały to robić są w cenie. Scott Sampson jest ciekawą postacią i w przeszłości był paleontologiem, a później angażował się w różne społeczne projekty, a najbardziej znanym jest bajka Dinopociąg. Czy książka mi coś dała? Z pewnością zwróciła uwagę na pewne aspekty i sposoby w jak można dzieci zachęcić do zainteresowania naturą.

Później przyszła kolej na drugą część Lipowa od Katrzyny Puzyńskiej czyli Więcej czerwieni. Znów ciekawa intryga była razem z tym samym klimatem co w pierwszej części. Zagadka w pewnym momencie była łatwa do rozwiązania, ale całość czytało się świetnie i bardzo dobrze trafiła autorka w moje gusta.

Następnie perełka od Riggs czyli Osobliwy dom Pani Peregrine, który dziś ma premierę filmową choć nie u nas. Książkę udało mi się wypożyczyć z biblioteki i jej wydanie robi wrażenie. Ostatnio takie fajne wydanie czytałem chyba przy okazji lektury Cejrowskiego. Dopracowane z ciekawymi zdjęciami i do tego wciągająca fabuła. Ten klimat i dziwaczność jest rzeczywiście bardzo ale to bardzo wciągające. Powieść o dorastaniu i poświęceniu z nastrojowym klimatem grozy i fantastyki. Całość jak najbardziej zachęca do sięgnięcia po kolejną część, a i ekranizacja zapowiada się ciekawie, bo Tim Burton myślę, że nie zmarnuje tego potencjału.

No i na koniec dwie ostatnie lektury. Autor ten sam, seria ta sama. Marcus Sakey i jego Obdarzeni (Brilliance). Czytając pierwsze rozdziały jakoś średnio mnie wciągnęło, ale akcja się rozkręciła do tego stopnia, że po skończeniu Niebezpiecznego daru sięgnąłem od razu po kontynuację, co mi się zdarza prawie nigdy. Kim są obdarzeni? To osoby posiadające pewnego rodzaju dar. Może on być mniej lub bardziej nasilony. Ktoś może pamiętać jaka była pogoda każdego dnia, albo może tak obserwować ludzi, że wybierze sobie taką drogę że przemknie obok nich niezauważony. Ktoś inny jak nasz główny bohater Nick może być czytaczem, czyli osobą która z zachowania osoby może wyczytać jego intencje. Rozpoznać co zamierza zrobić i co czy na przykład kłamie. Osoby obdarzone są różnie postrzegane przez tych normalnych. Mamy tutaj pełne spectrum od niechęci po totalną sympatię. Sprawy oczywiście mogą się skomplikować, bo ktoś takie zdolności może wykorzystać do niecnych czynów. Tak jest i tym razem, a nasz agent Nick Cooper będzie musiał się wykazać swoimi zdolnościami i nie tylko stanąć przed próbą uratowania świata, ale też swojej rodziny, co poniekąd jest dla niego całym światem (no… prawie). Świetnie napisane i bardzo wciągające. Czego chcieć więcej?

No tak chyba trochę nadrobiłem ostatnie wpisy, ale pewnie i tak mało kto dotarł do tego momentu, a zatem postaram się w październiku o większą aktywność, tym bardziej że czeka mnie L4 i dużo leżenia plus rehabilitacja i takie tam.

Ku chwale Ojczyzny!


Zapowiedź mroźnej jesieni [Immunitet – Remigiusz Mróz]

Chyłka z Zrodonem już jakiś czas goszczą na tym padole, a na nim zawsze są jakieś problemy. Tym razem duet prawniczy bierze się za rozprawę z beznadziejnymi perspektywami, choć wizerunkowo można na tym tylko zyskać. Można oczywiści jeśli zachowuje się człowiek racjonalnie, a z Chyłką to ostatnio trochę różnie bywa. Oryński głównie będzie skupiony na pilnowaniu i mierzeniu promili swojej byłej patronki, ale przecież trzeba o nią jakoś dbać, a kto jak nie on?

Cała fabuła w tej części skupia się wokół osoby Sebastiana Sendala tj. najmłodszego sędziego w Trybunale Konstytucyjnym, który to zostaje oskarżony o popełnienie zabójstwa. Do tego czynu miało dojść parę lat wcześniej, ale teraz dopiero znaleziono powiązanie z osobą sędziego dzięki czemu można mu postawić zarzuty. Pierwszym problemem jest, to że do morderstwa doszło w Krakowie w którym nasz podejrzany nie był już dawno temu, a na pewno nie był w momencie popełnienia przestępstwa, a drugim problemem jest immunitet, który chroni go, a którego nawet dobrowolnie nie może się zrzec, czyli w zasadzie to problem prokuratury. Zaczyna się zabawa w oskarżenia i zeznania, a o tym czy Sendal będzie dalej prawnie chroniony zdecydują jego koledzy i koleżanki z TK. Chyłka, która jest znajomą Sebastiana ze studiów podejmuje się jego obrony.

Cóż. Chyłka jak Chyłka, choć nietrzeźwa często, ale Chyłka. Oryński jak Zordon czyli jak to on. Jedno i drugie się przyciąga i w zasadzie rozumie dość dobrze. Duet jest to dobry aczkolwiek nie wiadomo do czego zmierza ta ich znajomość. Mróz w pewnym momencie z Zordona robi Roberta Langdona, który niczym bohater powieści Dana Browna analizuje Chyłkowy tekst i doszukuje się w nim przesłanek świadczących o prawdziwym jego przesłaniu – nie będę wdawał się w szczegóły by nie spoilerować, ale wątek ten jak najbardziej mi się podobał, choć trzeba przyznać że tak jak pierwsza część sprawy z ojcem Chyłki tak i tu pozostawia niedosyt. I właśnie motyw Filipa Obertała i jego przeszłości został jakoś na początku bardzo wyolbrzymiony, a później jednak pozostawiony bez konsekwencji i mam nadzieje, że autor wróci do niego w przyszłych częściach. Myślę, że zamysł był dobry, ale jednak główną sprawą pozostał tutaj proces Sendala i stąd taki a nie inny układ sił wątków.

Mróz dzięki swojemu dynamicznemu wydawaniu książek może idealnie reagować na to co się dzieje u nas w polityce i też tutaj gdzieś jest wpleciony wątek obecnych problemów z TK, choć jest on delikatnie zaznaczony za co mu chwała, bo to śliska sprawa i lepiej nie dotykać. Przynajmniej w tym przypadku tak mi się zdaje.

Pozostaje czekać na kolejny tom, bo ciekaw jestem jak Zordon poradzi z tym co stało się w zakończeniu, a po Chyłce można się wszystkiego spodziewać i o sprawie Sendala już tylko napisze że wszystko się jakoś rozwiąże, a koniec końców cały wyrok daje też do myślenia czy wyrok tej sprawy w ten sposób jest dla społeczeństwa dobry?

Wydawnictwo Czwarta Strona
W cieniu prawa, Remigiusz Mróz
s. 648, 2016 rok wydania
Ocena: 5-/5
O książce na goodreads

[Inna dusza – Łukasz Orbitowski]

Zastojów u mnie ciąg dalszy, ale dziś wracam z pewną nadrobioną lekturą, bo Orbitowski za każdym razem jak gdzieś mi się pojawiał to sobie obiecywałem, że przeczytam, a to na jakimś blogu, a to w Pocisku.. I teraz zmobilizowałem się polecić w pary zdaniach, choć nie wiem czy podołam oddaniu wyjątkowości książki.

Historia przedstawiona w książce jest oparta na pewnych zapiskach czy doniesieniach za sali sądowej w Bydgoszczy. Jest to obraz bardzo dobrze przedstawiony. Realizmu jest tu dużo, a lata 90. to jest coś co z nostalgia wspominam i jakże przyjemnie było się cofnąć w tamte klimaty.

Jędrek który jest poniekąd ‚właścicielem’ tytułowej ‚innej duszy’ jest początkującym cukiernikiem. Specyfika jego bytu właściwie namalowana przez autora nie pozostawia złudzenia że jest z nim coś nie tak. Już rozpłatanie nożem trzech kotków budzi pewien niepokój. Reszta jest już tylko pochodną tego jakby przestawienia przełącznika w jego głowie i włączenia trybu innej duszy, bo do zabójstw ciężko znaleźć motywy które powodowałby czyny których dokonuje.

W cały ten profil Jędrka jak i Krzyśka wpisują się ciekawie się ich ojcowie, którzy dla mnie są cichymi bohaterami tej książkami. Szczególnie Krzysiek i jego podejście do ojca, czy jak o nim mówi ‚tatusia’ jest imponujące. Lata 90. poniekąd charakteryzowały się mimo wszystko większym respektem do rodziców czy też pewnym oddaniem w ich sprawie i tak odbieram też tę dwójkę. Orbitowski dość niełatwą osobą tatusia-pijaka chcę jeszcze bardziej odcisnąć piętno na bohaterze. I chyba to piętno ma poniekąd znaczenie, że Krzysiek tak samo jak trawa w sumie przy ojcu mimo jego wad, tak nie opuści Jędrka.

Sentyment do tamtych czasów połączony z ciekawymy bohaterami, których losem autor kręci niesamowicie sprawia że książka jest wyjątkowa i czytało mi się ją świetnie. Warto.

Wydawnictwo Od deski do deski
Inna dusza, Łukasz Orbitowski
s. 432 , 2015 rok wydania 
Ocena: 4+/5
O książce na goodreads

[Pandora – M.R.Carey]

Zombie wydaje się być tematem niewyczerpanym. Przyznaje, że lubię czasem sięgnąć po taką jatkę i to nawet bardziej niż oglądać. Dlategóż też np. serialu Walking Dead nie oglądałem. Czy po tylko różnych wydawnictwach można dotknąć tego tematu i wprowadzić coś świeżego? Zdaje się że tak. I ta książka czyli Pandora jest tego dowodem.

Przede wszystkim autor stopniowo odsłania czym jest świat jego książki i robi to doskonale. Mamy Melanie, która jest dzieckiem. Przebywa w pewnym ośrodku/laboratorium w którym ma dziwne zajęcia. Jest nauczycielka i są wojskowi i jest pani doktor, a co dziwniejsze przez większość czasu przebywa w celi, a do sal lekcyjnych jest prowadzona na wózku przywiązana do niego. Dla niej to normalne. Nie zna za bardzo innego świata, ale bardzo ją wciąga to co ma lekcjach. Jest wyjątkowym dzieckiem i bardzo bystrym. Mózg jej pracuje jakby na szybszych obrotach i autor dość ciekawie przekazuje jak odbiera ten dziwny wyniszczony świat. Jej wyjątkowość ma znaczenie. Walka z grzybem, który jest w jej ciele może być zwyciężona, ale do tego trzeba badań. To coś powoduje, że jest jednym z wielu Głodnych. Ot i taka horda atakuje ośrodek i zaczyna się wyścig i ucieczka, a opcji kto kogo goni, a kto ucieka jest dość wiele.

Autor dość fajnie wymyślił koncept z grzybem i do tego świetnie opisuje to co się dzieje w głowie Melanie. Wszystko bardzo surowe i mało optymistyczne. Jedynym światełkiem w tunelu zdaje się być nasza bohaterka, która musi wykazać silną wolę i walczyć ze swoimi instynktowymi odruchami. Całość sprowadza się do tego jak społeczeństwo poradziłoby sobie z apokalipsą i w tym przypadku podejściem do chorych. Nie ma tu miejsca na jakieś humanitarne odruchy a liczy się przetrwanie.

Ciekawa książka z interesującym światem w którym bohaterowie mają szansę się wykazać i pokazać swoje człowieczeństwo. Niektórym się uda (taki spoiler na koniec).

Wydawnictwo Otwarte
Pandora M.R.Carey
s. 416, 2016 rok wydania (org. 2014)
Ocena: 4/5
O książce na goodreads

[Futurospekcja – Robert J. Sawyer]

Już prawie miesiąc bez wpisu to znak, że wziąłem kasę z 500+ i poszedłem w miasto jest czas urlopowy i jakiś rozprężenie mnie dopadło, ale w przyszłości się poprawię i będę pisał to i owo. I apropos przyszłości to dziś będzie o książce na podstawie której powstał jeden sezon serialu Flash Forward. Serial jakiś już czas temu oglądałem i pamiętam mój niedosyt po jego przerwaniu. Wciągnęło mnie i na koniec zdzieliło po głowie. Pozostało poznać książkę, co też zrobiłem po paru latach. Po przeczytaniu wiem, że serial luźno nawiązuje do książki i w zasadzie nie ma znaczenia czy najpierw przeczytamy, a później obejrzymy. Serial czerpie z pomysłu, a później jest zrobiony po prostu na serialową modłę pod widzimisię scenarzystów.

No właśnie pomysł. Futurospekcja, czyli wizja przyszłości. W zasadzie zbiorowa wizja. Jednego dnia o tej samej porze na całym świecie świat zamiera na przeszło minutę. W tym czasie ma na zamrożenia stanu, jeśli ktoś jechał samochodem, traci świadomość, a samochód jedzie dalej, jeśli z naprzeciwka coś jechało no to.. sorry zasady fizyki doprowadzą do wypadku, tak samo się dzieje jeśli ktoś szedł po schodach, to z pewnością rypnie w dół, a jak ktoś przechodził operację, to też prawdopodobnie może źle na tym wyjść. Jednym słowem dochodzi w większości do dużej ilości zgonów, a Ci co się ocknęli w czasie ‚wyłączenia’ zobaczyli wizję tego co czeka ich za 20 lat. Jak na takie coś zareagować? Ktoś zobaczy siebie z jakaś nieznajomą kobietą i przyszłą żoną, ktoś z potencjalną córką, a ktoś nie zobaczy nic. Spektrum przypadków jest wiele i jak na to zareagować? Dodatkowym problemem jest eksperyment naukowców czyli uruchomienie Zderzacza Hadronów CERN co robią dokładnie w czasie, gdy dochodzi do futurospekcji. Czy się przyznać? Czy powtórzyć eksperyment dla pewności, że to oni wywołali to zjawisko?

Muszę przyznać, że książka jest trochę krótka na miarę swojego potencjału. W serialu mieliśmy kupę bohaterów, a tu poznaliśmy paru i jakoś tak przydałoby się pociągnąć kilka wątków i coś tam jeszcze wprowadzić dla dopełnienia obrazu. Bardziej autor jakby czasem skupiał się na wyjaśnieniu jak mogło dość z naukowego punktu widzenia, choć trzeba przyznać, że wątpliwości co do tego jak mają się zachować bohaterowie wobec swoich wizji zostały świetnie oddane i można było zrozumieć wątpliwości jakie mają co do swojego obecnego życia i najważniejsze czy uda im się jakoś zmienić przyszłość.

Sawyer pisze bardzo ciekawe i przyswajalnie. Jego teksty nie są zawiłe i każdy laik będzie mógł wciągnąć się w przedstawioną tu fabułę, co z pewnością jest plusem. Jedynym minusem może być tu zakończenie, które średni przypadło mi do gustu, ale o gustach się nie dyskutuje, a książki się czyta. Zaprawdę powiadam Wam, warto zapoznać się z Sawyerem, ja planuję więcej jego książek.

Wydawnictwo Solaris
Futurospekcja, Robert J. Sawyer
s. 400, 2011 rok wydania
Ocena: 4+/5
O książce na goodreads

[Pacjent – Juan Gomez-Jurado]

David jest neurochirurgiem. Jednym z lepszych w swoim fachu. Zawodowo praktycznie spełnia się w stu procentach (czyt. 100%). W życiu prywatnym skrywa jednak niezbyt wesołą historię, o ile historia śmierci jej miłości może być w ogóle wesoła. No dobra jest to smutna historia jego jedynej, która pracowała w tym samym szpitalu jako anestezjolog. Jednak z jakiś rok temu… no nic.. przeczytacie sami jak to się stało, że został sam. Wychowuje teraz córkę Julię. Pomaga mu w tym niania. Swietłana. I tak pewnego dnia wszystko się rypło. David wraca, a tu córki nie ma, Swietłany nie ma. Co do kur..? By sobie pewnie pomyślał dosadniej, ale w zasadzie zachował w miarę racjonalne myślenie. Jego niepokój przybrał na mocy, gdy się okazało, że u teściów też nie ma córki. Apogeum nastąpiło po wiadomości w telefonie, a więc jednak porwanie. Żądanie jest jedno. Śmierć jego następnego pacjenta. Tym pacjentem jest prezydent USA. Uppps.

Sami widzicie, że fabuła dość ciekawa. Dodam, że bardzo wciągająca. Autor oprócz świetnego tempa prezentuje nam bardzo dobrą stronę obyczajową. Świetnie opisuje relację jaka łączyła Davida, a w zasadzie łączy jeszcze z jego żoną, do tego miłość do córki sprawia że jest on na prawdę zdesperowany i zrobi wszystko, aby ją odzyskać. Bardzo poruszające są niektóre motywy. Do zachowań niektórych bohaterów można mieć różny stosunek, jak do Kate (siostra żony Davida), która chłopaka Swietłany traktuje jako przynętę. Ogólnie bohaterowie są dość fajnie zarysowani, a dzięki temu wyraziści i dają się zapamiętać.

Jak widać autor miał pomysł na książkę i trzeba przyznać, że świetnie go zrealizował. Powieść powinna się spodobać tym którzy lubią Gerritsen czy Cobena. Wszystko to zachęca do zapoznania się ze wcześniejszymi pozycjami autora, których na naszym rynku jest kilka.

Wydawnictwo Sonia Draga
Pacjent, Juan Gomez-Jurado
s. 392, 2016 rok wydania
Ocena: 5-/5
O książce na goodreads

Za możliwość przeczytania książki dziękuje żonie, która z dziećmi wyjechała na wakacje 😛


Nie samym kryminałem Tess stoi [Igrając z ogniem – Tess Gerritsen]

Tak, dość stopniowo wciągałem się w książki Tess. Dwie książki z Rizzoli & Isles w 2012 roku, później dopiero w 2015 jedna i w 2016 już trzy z tej serii i aż mnie to zachęciło do zapoznania się z czymś poza tym duetem. Okazja była, bo ostatni ukazała się nowa powieść Igrając z ognieniem. I trzeba przyznać. To była udana sobota. Pozwoliła mi skoczyć do Wenecji i Italii z początku wieku XX. Tej podróży trzeba było mi doznać, aby zająć myśli po odpadnięciu naszych z Euro. O!

Julia Ansdell, skrzypaczka, która podczas wizyty w jednych z włoskich antykwariatów nabywa zbiór nut cygańskich utworów. Ze jego środka wypada partytura z utworem Incendio, ręcznie zapisana. Pobieżny rzut okiem na nut sprawia, że Julia napala się i mimo wygórowanej ceny kupuje zbiór razem z tajemniczym utworem. Ze swoją zdobyczą wraca do domu, gdzie na co dzień jest szczęśliwą żoną i matką trzyletniej Lily. Podczas, gdy odgrywa utwór z jej córką coś się dzieje niedobrego, przy pierwszej próbie zabija kota, a przy drugiej ją atakuje. Zaczyna się niezły schiz, tym bardziej że historia jej rodziny nie jest taka różowa, a do tego w ogóle jak mogła tak zareagować na melodię?

Autorka prowadzi narrację dwustopniowo. Z jednej strony w pierwszej osobie historię przedstawia Julia, co pozwala się dokładniej wczuć w jej schiz związany z sytuacją i całym problem z rodziną jak i ze znaleziskiem. Z drugiej strony mam Lorenzo i jego historię w Wenecji z lat 20. i późniejszych, aż po czasy Drugiej Wojny Światowej. I tu jest bardzo dużo mocy tej książki. Klimat Italii tamtego czasu bardzo ciekawie oddany i pozwalający wręcz odczuć te uliczki jak i zrozumieć sytuację społeczna tamtych czasów. Tess Gerritsen na prawdę zrobiła tu dobrą robotę.

Mimo, że tempo książki jest bardzo duże, to autorka potrafi umiejętnie trzymać napięcie. Fakt faktem umiejętnie buduje też romans Lorenzo z jego wybranką, ale na szczęście nie jest on jakiś ckliwy, a po prostu stopniowo chcąc nie chcąc coś się rodzi między wybrankami. Poza tym dostajemy klika chwytających momentów jak choćby w obozie koncentracyjnym. Wszystko to sprawia, że trudno się oderwać, a na koniec dostajemy bardzo ciekawe zakończenie. Zdecydowanie polecam zapoznać się z tą książką.

Wydawnictwo Albatros
Igrając z ogniem, Tess Gerritsen
s. 352, 2016 rok wydania (org. 2015)
Ocena: 5/5
O książce na goodreads

Austro-Węgierskie Paniczowskie kłopoty [W cieniu prawa – Remigiusz Mróz]

Retro bardzo lubię. To powtarzam często, a moją ulubią serią retro pozostają Zapiski Libermanna autorstwa Franka Tallisa. Tam był Wiedeń, podobny czas, bo przełom wieku, a tu właśnie początek XX. Ogólnie z chęcią sięgnąłem i przeczytałem nowe dzieło autora Mroza.

Jest rok 1909. Galicja. Próżno szukać na mapie Polski. Erik Landecki zaczyna prace jako czyścibut na dworze rodziny Reignerów. Pech chciał, że już pierwszej nocy w rezydencji dochodzi do morderstwa dziedzica panicza Juliusa. Pierwszy podejrzany Erik. Wprawdzie jest to fakt przeczący logice Sophie narzeczona brata Juliusa, ale jednak jej przyszły teść nie chce przyjąć do wiadomości takiej możliwości i wszystko zmierza do szybkiego skazania Polaka oraz powieszenia. Sophie wynajmuje adwokata, który próbuje ocalić skórę naszemu bohaterowi.

Tempo książki jest dość duże. Na początku dostajemy brutalne morderstwo, ale później nie licząc sytuacji gdy różne indywidua wyżywają na Eriku, to jest dość łagodnie, ale za to zagadkowo. Choć trzeba przyznać, że te zagadki nie są skomplikowane. Poniekąd sytuacje rekompensuje klimat retro, aczkolwiek w takim Parabellum był on bardziej wyczuwalny i namacalny. Do idealnego Tallisa trochę brakowało, ale wiadomo że każdy ma różne gusta.

Jeśli mam się uczepić czegoś to muszę przyznać, że brakowało napięcia w książce, które to dostaliśmy na początku. Trudno mi nie spoilerować, ale nowe wątki chyba za szybko się wyjaśniały. Może to wina serii z Frostem czy Chyłką i pewnie dostrzec można jakieś analogie między motywami z tych książek. W każdym razie mi to nie przeszkadzało.

Reasumując. Książka trzyma poziomo Mrozowy, czyli jest dobrze. Polecam.

Wydawnictwo Czwarta Strona
W cieniu prawa, Remigiusz Mróz
s. 536, 2016 rok wydania
Ocena: 4-/5
O książce na goodreads

#DOOKOŁA ŚWIATA BOOK TAG

Lekturowy tour z nominacji Olgi z Wielkiego Buka. No to trzeba się postarać i chyba w miarę się udało. Wszystkich tych którym pomysł na taki wakacyjny tour się spodobał zapraszam do zabawy. U mnie tylko pięć kontynentów :]

Zasady? Siedem kontynentów i książki, które kojarzą się z każdym z nich. Może być to kilka książek na jeden kontynent, może być to jedna książka – wszystko zależy od Was!

Europa

europa
Lektury tutaj zaproponowane przeze mnie będą trzy. Wprawdzie Wielka Brytania wyszła dziś z UE, ale z naszego kontynentu nie ma szans się wypisać, dlatego trzeba tu wspomnieć i Peterze May‚u u jego Czarnym Domie, który jest iście w szkockich klimatach. Świetna atmosfera i do tego ciekawa zagadka kryminalna. Po drugie coś z bardziej południowych klimatów czyli Rebbeca Pawel i jej Śmierć nacjonalisty. Jest to kryminał osadzony w czasach wojny domowej za czasów Franco. Po raz kolejny świetnie oddany klimat tamtych lat. Do tego jeszcze dołożę cosik z naszego podwórka czyli sagę Zbigniewa Zborowskiego, czyli Trzy odbicia w lustrze oraz Pąki lodowych róż. Historia rodziny dotkniętej tragedią wojny, a konsekwencje decyzji z tamtych czasów odczuwają współcześni potomkowie. Jak widać Europa to konflikty, tak więc trudno od tych tematów uciec.

Afryka

afryka
Początkowo myślałem że będzie tu problem, ale chyba damy radę.

I tu przede wszystkim Caryl Ferey i jego Zulu, czyli książka traktująca o RPA. Mroczny kryminał. Segregacja rasowa, townshipy, walka z ubóstwem, HIV i czego tam jeszcze nie ma. Dość ciekawy obraz kraju w którym niedawno była wielka impreza, a który nie do końca jest bezpiecznie, a bardziej można powiedzieć że czasem jest bezpiecznie. Do tego mamy jeszcze Kongo Michaela Crichtona, czyli świetna wyprawa w głąb dżungli w poszukiwaniu diamentów, oraz odpowiedzi na pytanie kto przeszkadza w całym przedsięwzięciu.

Azja

azja
Tu będzie krótko. Jedna lektura. Somaly Mam i jej Droga utraconej niewinności. Nie jest to łatwa lektura, tak samo jak nie łatwe miała życie jej autorka. W książce znajdziemy zasady działania seks biznesu w Kambodży. Handel dziećmi i ich ciężkie życie. Można się złamać, ale z drugiej strony nie można uciekać od tego, że problem istnieje. Somaly walczy o niewinność dzieci. Mam nadzieje, że uda jej się. Szkoda, że europejskie nowoczesne państwo brnie w ten model, bo czym innym jest nauka małych dzieci w niemieckich szkołach samogwałtów. Eh.. no nic nie będę brnął w te klimaty.

Ameryka Północna

apol
W zasadzie można by coś szerzej, ale znów jedna lektura. Tym razem przenosimy się do zatoki meksykańskiej i miasta Galveston. Tam Nic Pizzolatto umieścił swój świetny kryminał noir. No dobra. Dorzucę jeszcze Synonim zła Ivo Vuco. Książkę o niespełnionym śnie o ziemi obiecanej.. miało być tak pięknie, a skończyło się tragicznie. Świetna lektura.

Ameryka Południowa

amazonia
Tu tylko jedna pozycja i znów ruszamy w dżunglę. Amazonia James’a Rollinsa. W sumie można by postawić obok Konga. Natura to przede wszystkim coś gdzie warto uciekać. Tutaj dostajemy jej bardzo wiele. Świetne opisy i po raz kolejny idealny klimat.


Z hazardem trzeba uważać [Janek Herbu Pół Krowy – Michał Krupa]

Ostatnio tak jakoś mniejszy ruch mniejszy, a to przez małe zawirowania i między innymi ruchem urlopowym. A jak ruch urlopowy to pojawia się u mnie często lektura lekka. I o niej dziś napiszę, bo bawiłem się bardzo więc polecić można.

Jest wiek XII i czasy Władka Łokietka. Janek w kości ograł jakiegoś rycerza i teraz paraduje udając takowego. Wymyślony herb Pół Krowy ma my przysporzyć przygód. Marzy mu się ratowanie księżniczek uwięzionych w wieżach. Sama jego tożsamość jest dla innych zagadką.

– Janek. Jaki Janek? Wyglądasz na coś w rodzaju rycerza, ale albo ubiegłego, albo przebranego, albo nieznającego obecnych trendów ubioru.

– Herb „Pół krowy”? Nie słyszałem o takim rodzie. A którą to część krowy nosisz w swoim herbie?
– Co proszę? – Janka zaskoczyło to pytanie.
– Masz w herbie tył krowy z wymionami, dupą i ogonem czy przód z ryjem, karkiem i rogami?

Podczas swej podróży trafia na Bolesława Zawistnego, który włada lokalnymi ziemiami. Po pewnych zawirowaniach i kilku hazardowych wpadkach Bolesława, podczas których najpierw przegrywa z Jankiem, a później dotkliwą porażkę może odkupić tylko i wyłącznie znajdując smocze jajo. Do tego zadania Zawistny wyznacza Janka i swojego giermka Lucka. I tak ten duet rusza na poszukiwania. Po drodze do pomocy trafi im się jeszcze czarodziej z defektem, ale razem będą stanowić specyficzną grupę, która ma dwa tygodnie na wykonanie zadania. Po tym czasie inkwizycja zajmie się włościami Bolesława.

Jest to pierwsze spotkanie z prozą Michał Krupy i z pewnością nie ostatnie. Wprawdzie mamy do czynienia z wiekiem XII, ale rozmowy odbywają się w iście współczesnym języku, co w zasadzie mi nie przeszkadza, bo przecież to komedia i to dość luźna więc klimatów mrocznego Średniowiecza nie poczujecie. Co tu dużo pisać, jest dużo czarnego humoru i pewnego absurdu, a ponieważ mi się bardzo podoba seria Autostopem przez galaktykę, to tutaj nie może być inaczej. Do tego dostajemy dużo ironii, a komizm postaci prowadzi trochę do ich przerysowania, ale tak jak pisze lektura urlopowa to jest dla mnie więc jak najbardziej pasuje w sam raz.

Jest to z pewnością książka na jeden wieczór. Przeczytać, pośmiać się i odłożyć.

Wydawnictwo Psychoskok
Janek Herbu Pół Krowy, Michał Krupa
s. 178, 2015 rok wydania
Ocena: 4/5
O książce na goodreads

Finito! [Trawers- Remigiusz Mróz]

Remigusz Mróz. Polska odpowiedź na globalne ocieplenie. Jakby nie było nawet miesiącach letnich można liczyć że jakiś nowy Mróz się pojawi. No, dobra póki co wiosennych, ale jeszcze w przyszłym miesiącu też coś ma być. Ciekaw jestem jak tam plany wydawnicze na lipiec-sierpień. Trzeba przyznać, że intensywność bardzo duża. Przypomina mi to swego rodzaju wydawania Pike’ów czyli płyt przez Bucketheada kto ciekawe niech sobie wygoogoluje. Lecz w jego przypadku te płyty były dość podobne brzmieniowo, a u Mroza dostajemy wprawdzie coś w jego stylu, ale bardzo wciągającego. Nie ma tu na przykład problemu jaki mam z Cobenem czyli mimo, że też się dobrze czyta, to odczuwalna jest jakaś wtórność w pomysłach. Nasz rodzimy autor stroni od tego. Choć fakt faktem w Trawersie wykorzystał bohaterów z innej serii, a że to właściwie bohaterka, to trzeba mu wybaczyć, bo kobiety czasem dobrze wykorzystać i to szczególnie taką Chyłkę jedną.

Wywód wstępny dość długi, ale sam nie wiem co napisać, bo w zasadzie ta część jest domknięciem świetnej trylogii z Forstem w roli głównej. Forstem, który jest bardzo poniewierany przez autora. Bohater nie ma łatwo i bardzo dobrze. Nie lubię książek w których jest takie pitu pitu i idzie gładko. Choć trzeba przyznać, że niektóre aspekty losów Forsta mnie nie zaskoczyły, ale dobre wydaje się skupienie też autora na bieżących problemach społecznych. Osica i Pani prokurator prowadzą zażarte dysputy na temat problemu migrantów. Ten pierwszy przyjmuje stanowisko bardziej sceptyczne i nieprzychylne przybyszom i wręcz cytuje nawet profesora Wolniewicza z wywiadu w tvp, że nie każdy islamista to terrorysta, ale każdy terrorysta to islamista i przyznam, że zbliżone poglądy do moich prezentuje w tej kwestii dlategóż też zyskał u mnie sympatię i bardzo mu kibicowałem w rozmowach ze swoją bardziej otwartą przeciwniczką. W każdym razie dyskusje te są ciekawe i bardzo wyważone, ale problem przedstawiony ciekawie. Z resztą cała intryga dość fajnie jest wpleciona w te całe morderstwa Bestii z Giewontu.

Zakończenie i tożsamość mordercy byłą dla mnie zaskoczeniem i to dużym, choć gdzieś tam podświadomie szukałem miejsca dla tej osoby.. ale nie będę spoilerować. I cały tom określam bardzo bardzo dobrze, aczkolwiek w poprzednich zakończenia powodowały przyspieszone bicie serca i w zasadzie jedyny zarzut można mieć, że to już koniec i należy czekać na ekranizację. Mam nadzieje, że będzie to zrobione porządnie bez jakiejś zbędnej cenzury jeśli chodzi o zbrodniarzy UPA, czy o te problemy migracyjne, bo wiadomo jak to jest w tych czasach.

No dobra. Lanie wody o serii Mroza zakończone. Seria zdecydowanie najwyższych lotów. Bohaterowie bardzo ciekawi, a poza tym miejsce rozgrywki czyli Tatry świetne. Wprawdzie ostatnio jak wędrowałem po nich to bardziej w lecie na Ciemniaku i okolicach, ale i tak zatęskniłem za tymi wędrówkami.

No dobra po raz drugi. Polecam.

Wydawnictwo Filia
Rewizja, Remigiusz Mróz
s. 600, 2016 rok wydania
Ocena: 5-/5
O książce na goodreads

[Autopsja – Tess Gerritsen]

Autopsja- według słownika języka polskiego jest to badanie zwłok w celu ustalenia przyczyny śmierci i okoliczności jej towarzyszących czyli sekcja zwłok. Maura Isles lekarz sądowy po całym dniu wśród towarzyszy do cięcia zauważa ruch. Jak się okazuje jedna z pacjentek nie do końca nadaje się do wora. Szok i niedowierzanie. Zaczyna się niezły bal. Po pierwsze kto jest odpowiedzialny za orzeczenie śmierci i w ogóle kim jest piękna dziewczyna, która prawie została żywcem pogrzebana? Co by było gdyby otworzyła oczy podczas rozcinania klaty, albo wiercenia w czaszce? Pytań dużo, ale odpowiedzi brak.

Z kolei Rizzoli na dniach ma rodzić, a tu na rozprawie pacyfikuje przestępce i podczas tego czyny coś zaczyna przeciekać. Zamiast spokojnie donosić ciążę Jane robi swoje i nie przejmuje się za bardzo konsekwencjami. Czy to strach przed odpowiedzialnością rodzica, czy skrajna głupota? Sprawy się komplikują, gdy podczas badań w szpitalu dochodzi do niecodziennych wydarzeń, gdy niedawno zmartwychwstała dziewczyna bierze zakładników.

Tyle mniej więcej o fabule, bo Tess ogólnie wzięła się za temat handlu żywym towarem i tego dotyczy głównie problem w tej części przygód Rizzoli i Isles. Trzeba przyznać, że forma jaką nam zaserwowała autorka jest ciekawa i nie mamy tu typowego śledztwa. Od razu zostajemy rzuceni w wir wydarzeń i nie pozostaje nam nic innego jak dać się porwać. Mamy tutaj oprócz też dość ciekawe intrygi polityczne i Gerritsen dość umiejętnie miesza wpływami służb do tego stopnia, że w zasadzie do finału nie jest wiadomo, kto odpowiada za zbrodnie. Bo zbrodnia jest, a jak i to jeszcze jaka! Totalna jatka. No, ale to musicie doczytać.

Jakoś mi świetnie się czytało tę część. Może przez to zaangażowanie we wszystko FBI, może przez to nietypowe śledztwo. Może przez temat. W zasadzie jakie to ma znaczenie? Całą serię czyta mi się do tej pory bardzo dobrze. I aż się cieszę że dopiero w połowie jestem. Taki Nesbo musi poczekać. Póki co wole z paniami Rizzoli i Isles trochę zabawić, a tutaj dostaliśmy dodatkowo świetne bohaterki jak Mila i Olga. Bardzo dynamiczna książka niczym jazda na rodeo podczas którego autorka szybko odrzuca nasze teorie rozwiązania zagadki. No cóż. Zdecydowanie polecam.

Wydawnictwo Albatros
Autopsja, Tess Gerritsen
s. 400, 2011 rok wydania (org. 2006)
Ocena: 5/5
O książce na goodreads

[Arena 13 – Joseph Delaney]

Delaney znany z serii Kroniki Wardstone wziął się za serię wpisującą się w nurt YA, którą można by postawić obok wszystkich Niezgodnych i innych Igrzysk śmierci. Choć wspomnianych dwóch serii nie dane mi było doczytać do końca, to i tak jestem zdania, że od czasu do czasu dobrzej sięgnąć po takie książki. Zawsze warto wiedzieć co w trawie piszczy, a poza tym niedługo dzieci dorosną, to będą sięgać po takie rzeczy więc dobrze by było znać, by ewentualnie mieć swoje zdanie i w ogóle orientować się czy to jest odpowiednie dla człowieka w konkretnym wieku. No cóż trochę się przed sobą usprawiedliwiam z tej lektury, ale z Kronik Wardstone przeczytałem pierwszy tom i dobrze się go czytało i tutaj też tak jest.

Przede wszystkim jest pomysł na ciekawą fabułę. Główny bohater to Leif, który stracił matkę, stracił ojca, rodzeństwo też stracił, bo przecież gdyby rodzice żyli to mógłby je mieć! hehe W każdym razie matką zawładną Hob, legendarny stwór, ktoś mówi, że dżin, a tak na prawdę krwiopijca o wielu wcieleniach i wielkiej mocy pozwalającej zawładnąć umysłem, a że kobieta to słaba płeć to najczęściej na nimi panuje. Matka ginie, ojca spotka podobny los, ale o tym wyczytacie w dalszej części książki co i jak z nim było. W każdym razie celem Leifa jest szkolenie i dostanie się na arenę wojowników, sławną Arenę 13. Szkolenie potrzebne jest, bo walczy się z pomocą laków, które można programować, a żeby to umieć trzeba się nauczyć, a poza tym dobry lak sporo kosztuje, wtedy można wytrenować schematy pomagające w walce na arenie. Nasz bohater ogólnie nie jest w ciemię bity i też do tej pory był niezłym kijarzem (takim kimś walczącym na kije) to też udaje mu się trafić na szkolenie, ale czy uda mu się tam utrzymać? Wszak w takiej szkole są pewne zasady za których złamanie można dostać kopa i wylądować na bruku. Wszystko oczywiście to kwestia ceny, a cóż Leif jest biedniejszy niż żebrak. Nie ma lekko, ale przecież tak ma być. Aaaaa właśnie, Leif chce sie wyszkolić bo na Arenie można walczyć z Hobem, wiadomo że chodzi w tym przypadku o zemstę. Tylko jego zabić nie jest tak prosto. Raz nie wystarczy. Dwa też…

Tak jak w Kronikach, tak i tu mamy pare ciekawych stworów, bo są wspomniane Laki, są Chwosty (pomagający Hobowi), do tego Prymitywy, Ulmy czy różne takie wymysły tworzące dość ciekawy klimat, co właśnie w połączeniu z elementami takiego wyuczenia jak w przypadku laków jest ciekawym zabiegiem i nie nudzi. Poza tym trzeba przyznać, że bohaterowie są dobrze zarysowani i do niektórych można zapałać sympatią, a do innych wprost przeciwnie.

Z pewnością sam system walk, to jest czymś co sprawi, że wrócę do tej serii, bo skojarzyło mi się i z koloseum i jakimiś spartakusami czy gladiatorami, a to zawsze dobrze odświeżyć. Poza tym ciekawią mnie motywy pewnego ogrodzonego i odizolowanego świata i mam nadzieję, że nie skończy się tak jak w Wayward Pines, a coś tu autor ciekawego wymyśli, bo przygoda Leifa dopiero się zaczyna i trzeba przyznać, że miło było spędzić czas w tym świecie. Polecam!

Wydawnictwo Jaguar
Arena 13, Joseph Delaney
s. 304, 2016 rok wydania (org. 2015)
Ocena: 4/5
O książce na goodreads

Lipowo [Motylek – Katarzyna Puzyńska]

Katarzyna Puzyńska już za miesiąc wyda szóstą część serii z Lipowem w roli głównej, a widziałem już nawet gdzieś okładkę siódmej więc dlaczego by nie zapoznać się z tą miejscowością. Kryminalne historie na zadupiu są bardzo ciekawe i wciągające, a stosunkowo małe społeczności w których każdy wie coś o innych jest środowiskiem dość zamkniętym. Tym razem jest podobnie, choć zdaje się, że Lipowo jest szeroko otwarte dla przyjezdnych.

Tak też poznajemy Weronikę, która sprowadza się z W-wy i próbuje sobie poukładać życie po rozwodzie. Poznaje mieszkańców i mamy tu dość barwną ich paletę. Są Ci bogaci i Ci mniej zamożni, Ci coś się kochają i próbują zaistnieć wystawiając tyłek, ale i też tacy co dostają po twarzy od współmałżonków. No i oczywiście jest trup. Na poboczu znaleziona zakonnica wydaje się być ofiarą wypadku, którego sprawca zbiegło. Oczywiście szybko się okazuje, że nie do końca tak było, a potracenie może i było, ale nie jedno. Dobra. Spoilerować nie będę, bo warto odkryć wszystko samemu i podedukować, bo intryga początkowo wydaje się schematyczna, ale z czasem gdy poznajemy potencjalnych sprawców wszystko gęstnieje, a autorka tym sosem umiejętnie miesza.

Zdecydowanie warto wpaść do Lipowa i poznać tę społeczność, bo jest ona bardzo klimatyczna. Coś mi momentami przypomina z Wisiołów Kulpy, ale tam było bardziej mrocznie chyba. W każdym razie intryga jest bardzo dobrze skonstruowana, a rozwiązanie zagadki ciekawe, choć stopniowo pod koniec wszystko układa się w całość i jedyną zagadką pozostają personalia mordercy.

Na koniec jeszcze raz polecam!

Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Motylek, Katarzyna Puzyńska
s. 400, 2012 rok wydania (org. 1995)
Ocena: 4+/5
O książce na goodreads

Dom z historią [Walhalla – Graham Masterton]

Craig Bellman. Prawnik, który jest na fali wznoszącej. Właśnie podąża na spotkanie z kontrahentem, a tu wszystko nie tak. Egipski taksówkarz nie chcący podąrzać sugerowaną przez niego trasą wywala go z taksówki na deszcz gdzie w błocie i deszczu musi spieszyć się do biura. Po drodze zaczepia go dziewczyna sugerując, że jacyś kolesie zaciągnęli jej koleżankę do opuszczonego lokum i tam z nią już się zabawiają. Craig mimo braku czasu postanawia pomóc, a tam dwóch oprychów już czeka na niego i jego kasę. Wszystko kończy się drastycznym spotkaniem młotka i nabiału. Od tego momentu życie naszego bohatera zwalnia i jego męskość i pewność idą w zapomnienie.

Craig jakiś czas po tych wydarzeniach z żoną Effie wybiera się w jej rodzinne strony. Na zadupiu trafiają na stary dom zwany Walhalle. Dom z trzynastoma sypialniami, biblioteczką, salą balową i dużą ilością zakamarków. Od dłuższego czasu stoi pusty, ale Craig się zakochał wręcz uważa że ten dom to on. Z jego słów można odnieść wrażenie, że jest on przedłużeniem jego męskości.

Dom oczywiście ma swoją historię, a centralną jej postacią jest twórca domu Jack Belias, były hazardzista, choć dla niektórych był to diabeł wcielony, który nie jednemu zawalił życie. I powoli to samo zaczyna robić z życiem małżeństwa Bellmanów. Effie doświadcza dziwnych zdarzeń, a do tragicznych zdarzeń dochodzi podczas inspekcji, a sam Craig zaczyna się zmieniać.

Książka to taki horrrowy page-turner. Prosty i bardzo wciągający. Z murów Walhalli wieje grozą. Zwrotów akcji trochę jest, a do tego ciekawe zakończenie. Historie ze starymi domami mają coś w sobie i ten motyw jakoś nie prędko mi się znudzi. Dodatkowo tutaj ciekawi bohaterowie są zaletą, a najbardziej podobała mi się Effie. Silna babka realnie stąpająca po ziemi za wszelką cenę próbująca znaleźć wyjście z sytuacji w nadziei, że jej małżeństwo przetrwa kryzys.

Zdecydowanie jest to powieść dla wielbicieli horrorów i im go polecam, a tytuł podsunął mi Tommy z Samotni. Miejsca pełnego książek i zajrzyjcie koniecznie tu do niego po więcej tytułów z motywami nawiedzonych domów.

Wydawnictwo Albatros
Walhalla, Graham Masterton
s. 400, 2012 rok wydania (org. 1995)
Ocena: 5-/5
O książce na goodreads

Zemsta [Mścicielka – Bernhard Aichner]

Blum. Kobieta specyficzna. Właścicielka zakładu pogrzebowego, ale też matka dwóch córek i żona – czyli bywa zwyczajna. Miejsce jej pracy daje duże wyobrażenie i może odpychać. Jednak dla niej jest to coś normalnego. Normalna też jest jej miłość do dzieci i Marka. I bardzo zdrowa. Udało jej się bardzo fajnie poukładać życie. Jej mąż to policjant który w całości realizuje swoją pasję przez co jest dociekliwy. Wszystko kończy się pewnego dnia. Wszystko dzieje się na jej oczach i jej dzieci. Samochód potrąca Marka. Sprawca ucieka. Pozostała pustka.

Powieść to ciekawy obraz z jednej strony rozpaczy po utracie męża, a z drugiej ciekawej bohaterki, która poprzez specyfikę codzienności jest czymś świeżym. Jeśli można mówić o świeżości w kontekście obcowania z nieboszczykami. Trzeba przyznać, że obraz tej rozpaczy został bardzo fajnie zbudowany. Jest on dość długi, bo jakieś 50% książki to zbieranie się do tego co ma zrobić nasza główna bohaterka tj. zemsty. Materiały znalezione na telefonie Marka pchnął ją do tego by wymierzyć sprawiedliwość. I wtedy będzie krwawo.

Narracja książki jest specyficzna i ciekaw jestem czy pod tym względem autor poprawi się w kolejnych częściach serii, a to dlatego że mamy trochę chaosu. Nagminne i niespodziewane wtrącenia sytuacji sprzed paru lat i powracanie do przerwanych wątków trochę psuje ogólny obraz. Mimo to myślę, że postać głównej bohaterki i jej jakaś mroczna strona wynagradzają wszystko i spodoba się wszystkim lubiącym nietuzinkowe kobiety, a w takim towarzystwie dobrze spędzić jeden czy dwa wieczory.

Wydawnictwo Sonia Draga
Mścicielka, Bernhard Aichner
s. 304, 2015 rok wydania (org. 2014)
Ocena: 3+/5
O książce na goodreads

Buu! [Dom na wzgórzu – Peter James]

W przypadku Petera Jamesa obcowanie z jego lekturą przeze mnie ograniczyło się póki co tylko do jednej lektury. Pogrzebany bardzo mi zapadł w pamięć i aż się dziwie, że jakoś odkładałem inne jego powieści. James tym razem bierze się za grozę. Horror z domem i duchami w roli głównej niedawno przerabiałem. W wersji polskiej czytając Siódmą duszę Wardziaka czuło się napięcie i ogólne zło czające się w kątach. W Domu na wzgórzu możecie liczyć jak najbardziej na dreszcze i trochę zaskoczeń.

Przeprowadzka w nowe miejsce to w zasadzie na tyle stresujące zajęcie, że możne przyprawić o kupę nerwów. Oli z żoną Caro i córką Jade z Brighton sprowadzają się na prowincję. Kupili dom na wzgórzu Cold Hill. Dom specyficzny i chyba z nadmiarem spełniający ich potrzeby. Problem w tym, że stał on pusty przez długi czas i wymaga pewnych nakładów finansowych, aby doprowadzić go do stanu używalności takiego, aby cieszyć się choćby świetnym basenem w ogrodzie. Malownicza okolica wprowadza nowych mieszkańców mimo wszystko w dobry nastrój, bo z mieszczuchów wydaje się, że w miarę szybko zaadaptują się do nowych warunków. Caro jest radcą prawnym i po pewnym czasie z chęcią wraca na prowincję, Jade mimo, że zostawiła wszystkich przyjaciół w Brighton, to jakoś daje rade w końcu z internetem nie jest tak źle. Poza tym nie jest to jakiś koniec świata. Oli pracuje z domu i rozkręca interes. Wszystko idzie gładko i fajnie. Mimo, że każdy dzień przynosi jakieś dodatkowe koszty remontowe.

Jest tylko mały problem.

Kilka drobnych szczegółów, które dość dają do namysłu mieszkańcom. Koleżanka Jade rozmawiając z nią przez neta używając FaceTime’a widzi starszą kobietę. Jade się obraca i oczywiście nikogo nie ma. Czy to była babcia? Pewnie tak, tylko dlaczego nic nie mówiła. Z kolei Olie na wzgórzu spotyka starszego jegomościa, który kiedyś pracował w domu w którym mieszkają. Kim był? No właśnie to jest problem Olie nie spytał, a reszta mieszkańców wioski nie kojarzy nikogo takiego. Zaczynają się dziwne sytuacje. Olie dostaje dziwne smsy czy informacje znikające na kompie. Do tego jeden z klientów Jade jest medium i w rozmowie z nią mówi, że jej ciotka ostrzega ją i jej rodzinę przed nowym lokum, a dokładniej przed tym co tam się czai. Oczywiście ciotka od roku nie żyje i Caro puszcza wszystko w zapomnienie. Jednak jakże szybko będziesz szukała kontaktu i pomocy. Oj będzie.

Trudno jest opisać, to jaką atmosferę autor stworzył w książce, ale jest ona powoli zagęszczana i nastroje bohaterów gwałtownie się zmieniają. Oli mimo chyba najbardziej namacalnego obcowania z tym co jest w domu stara się uspokoić żonę, a im bardziej próbuje to zrobić tym coraz więcej pojawia się powodów dla których obawy co do mieszkania w Cold Hill są uzasadnione.

Książka jest napisana dość zgrabnie i czyta się ją bardzo szybko. Jedyny problem, to zakończenie. Troszkę tutaj brakowało mi takiego jeeeeeeeeeeb. I zaskoczenia większego. I suma summarum jest ono dość bliskie pewnemu filmowi z 1999 roku, ale nie będziemy przecież spoilerować i ciekaw jestem czy tylko ja mam takie wrażenie.

Z pewnością nie ma tu nic odkrywczego i tak jak w przypadku lektury Wardziaka mieliśmy kilka sprawdzonych pomysłów, to całość jak najbardziej na plus. Nie ma tu flaków wylewających się z kart książki bardziej autor skupił się na klimacie i jest to cel który w stu procentach zrealizował. Jak najbardziej polecam.

Wydawnictwo Albatros
Dom na wzgórzu, Peter James
s. 384, 2016 rok wydania (org. 2015)
Ocena: 4/5
O książce na goodreads

Chyłka u schyłku stacza się na tyłku [Rewizja – Remigiusz Mróz]

Mamy kwiecień a Mróz już wydaje drugą książkę w tym roku, a za miesiąc będzie i trzecia. Jeśli autor będzie tak płodny nie tylko w dziedzinie pisania książek, to pewnie zostanie jedną z tych osób co najbardziej skorzystają z programu 500+ 🙂 Pisanie książek w każdym razie wychodzi mu świetnie i cały czas trzyma bardzo dobry poziom.

Trzeci tom z serii z Chyłką w roli głównej jest troszkę dłuższy niż poprzednie, ale tylko niezauważalnie, bo w efekcie kończąc miałem te wrażenie, że jakby było jeszcze z 200 stron dalszych przygód prawniczych bohaterów nie było by źle. Może w przyszłości Mróz przyjmie model np. Folleta z serii Stulecia i wtedy nie byłoby co narzekać. No dobra fizyczność książki mamy już za sobą, no to teraz o tym co tam w środku. Literki. Wiadomo. Nawet dużo ich. 😉

Chyłka po ostatniej sprawie stoczyła się na margines prawniczej rzeczywistości. Pracuje w boksie w markecie udzielając porad prawnych. Zaletą tej pracy z pewnością jest bliskość do działu alkoholowego. Tak, tak. Chyłka żłopie i to dużo. Często w literaturze mamy do czynienia z policjantami alkoholikami, a Mróz stworzył prawnika nie wylewającego za kołnierz. Ciekawy zabieg. Z jednej strony pozwala głównej bohaterce zapomnieć o swoich błędach z drugiej w zasadzie ona ma wszystko głęboko gdzieś i stan upojenia nie będzie jej stał na przeszkodzie w przesłuchaniach w sądzie.

No właśnie. Do Joanny trafia Rom, którego żona i córka zostały brutalnie zamordowane. Nie wiadomo kto i dlaczego popełnił ten czyn. Jednak okazuje się że Cygan miał motyw. Milionowe ubezpieczenie na wypadek śmierci. Towarzystwo ubezpieczeniowe będzie chciało zrobić wszystko, aby uniknąć wypłaty polisy. Wydaje się to dość proste, gdyż podejrzenia co do sprawcy morderstwa są w głównej mierze kierowane na klienta Chyłki. Sprawa jest na tyle ciekawa że ubezpieczyciela reprezentuje dawny pracodawca głównej bohaterki czyli Żelazny&McVay. Na początek mają jeden cel odsunięcie Joanny od śledztwa. W tej rozgrywce szybko się okazuje, że wszystkie chwyty są dozwolone, a alkoholiczka jest bardzo łatwym celem.

Mróz ciekawie przedstawił środowisko romskie. Uwypuklił problemy z jakimi się oni borykają w naszym społeczeństwie. Z drugiej strony pokazuje też jak też jest to środowisko hermetyczne i dbające o swoje zasady.

To co przede wszystkim przyciąga do tej serii to główna bohaterka. Powiem szczerze, że ucieszyło mnie to iż Mróz w końcu trochę sponiewierał Joanne, która w poprzedniej części mnie irytowała. Choć trzeba przyznać, że jej taka bezpośredniość jest dalej wkurzająca, ale lepiej taki bohater niż taki bezpłciowy, który nie wywołuje emocji.

„Rewizja” jest napisana lekkim i zrozumiałym językiem, co w książkach traktujących o prawie jest dużą zaletą, bo zbyt duże nagromadzenie prawniczych terminologii potrafi skutecznie odstraszyć. Tutaj nie ma się czego bać. Page-turner jak się patrzy. Kolejną część autor tworzy więc czekam na ‚Autopsję’, ‚Wykroczenie’, ‚Apelację’, czy co tam jeszcze na tytuł w tej serii by się nadawało. Z pewnością sięgnę, a Wam też polecam póki co to co jest dostępne. Warto się wciągnąć.

Wydawnictwo Czwarta Strona
Rewizja, Remigiusz Mróz
s. 624, 2016 rok wydania
Ocena: 4+/5
O książce na goodreads

[Poszukiwanie – Bryan Reardon]

Dzieci. Nie jest łatwo wychować dziecko. Ciąża może być etapem przygotowań, ale jest poniekąd preludium tego co czeka rodziców po narodzeniu. Później już zaczynają się schody. Niektóre stopnie na nich są niskie, a niektóre trudno będzie pokonać. Konsekwencje podejmowanych decyzji czasem nieświadomie mogą ukształtować jakąś cechę dziecka. I poniekąd analizą takiego wychowania jest książka Bryana Reardona.

Rodzina Connolly jest niestandardową jednostką społeczną. Simon porzucił pracę i zajmuje się wychowaniem dzieci Jake’a i Laney, a ich mama Rachel pracując w kancelarii prawnej zapewnia utrzymanie rodzinie. Prawda, że poniekąd nietypowo? Wiadomo Simon jako facet ma swoje ambicje, ale przebywanie z dziećmi sprawia mu radochę. Fakt, że nie zawsze jest zapraszany na kinderbale ale poza tym stara się integrować z sąsiadami.

Powieść ma swój początek dnia którego w szkole Jake’a dochodzi do strzelaniny. 13 ofiar. Rzeźnia zakończona samobójstwem Douga. Kolegi Jake’a, który znika. Widziano go rano. Czy jest teraz współodpowiedzialny? O czym w ogóle mówimy? Jake, którego Simon zna tyle lat miałby komuś zrobić krzywdę? Jak do tego mogło dojść?

Właściwie tytuł mówi wszystko. Poszukiwania dotyczą tu głównie dwóch kwestii tj. po pierwsze jak do tego mogło dojść czyli gdzie Simon popełnił błąd w wychowaniu? Czy jest też odpowiedzialny za to? Przecież sam namawiał syna na to aby był miły dla wszystkich, a z Dougiem nikt nie chciał rozmawiać, więc jakoś tak się potoczyło, ze się zaprzyjaźnili. Czy już wtedy można było to przerwać? Tu autor przedstawia sceny z różnego etapu wychowania dzieci Connolly oczami Simona, który z resztą jest głównym narratorem. Mamy różne sytuacje z różnego etapu życia dzieci i pewne analizy naszego głównego bohatera. Po drugie poszukiwanie dotyczy w ogóle znalezienia Jake’a. Fakt faktem, trochę można było domniemać, gdzie on jest po tych retrospekcjach, ale mimo to wyjaśnienie zagadki nie będzie łatwe, szczególnie dla bohaterów.

Ciekawy thriller psychologiczny w którym mamy studium wychowania i odpowiedzialności. Coś z czym od narodzin dziecka musi się mierzyć każdy rodzic. Coś co spędza sen z powiek, ale też może przynieść pozytywny wydźwięk. Książka z pewnością trzyma w napięciu, a świetnie wykreowani bohaterowie muszą zmierzyć się z trudnym tematem. Z pewnością autorowi było w miarę łatwo zarysować ich zachowania, gdyż z wykształcenia jest on psychologiem.

Polecam książkę wszystkim, którzy chcą zgłębić temat relacji rodzice-dzieci.

Poszukiwanie, Bryan Reardon
Prószyński i S-ka, s. 360, 2016 rok wydania (org. 2015)
Ocena: 4+/5
O książce na goodreads

Marzec’16

Marzec. Za nami. Liczbowo bardzo udany dla mnie, a jak liczbowo to statystycznie książkowo też. Czas świąteczny był bardzo fajny i mogłem poczytać jednocześnie pilnując dzieci. 2w1. Polecam. Najlepiej do tego oczywiście przydaje się czytnik. Jak ma dobre etui, to jak dziecko zaczyna przeszkadzać, to zawsze można trzepnąć takim czytnikiem je i jest spokój. Pewnie dlatego moje etui pyta o emeryturę.

Swoją drogą etui na czytnik to takie ustrojstwo na które dobrze jest nie oszczędzać. U mnie było na początku takie tanie za jakieś ~30zł, ale raz spadło i w rogach plastik się złamał przez co czytnik wypadał. Jak babcia na zawodach balonowych (suchar, wiem). To zakupiłem takie to się wsuwa czytnik i takie ogólnie nie ma prawa wypaść. Cena już 2x30zł z przesyłką wyszło coś ok. 70-75zł… a i ma lampkę więc można się poratować w ciemnościach, bo mój czytnik podświetlenia nie ma. Lecz te etui z tworzywa sztucznego że tak powiem parcieje? Odpada tu i tam. I wygląda jak bardzo sfatygowany ciuch ze szperaka. Tak więc chyba warto zainwestować w jakieś Tuff-luv ze skóry z dożywotnią gwarancją. Przynajmniej ja to zrobię chyba jak mi się to etui całkowicie rozpadnie. Tylko, to zawsze jest dylemat. Czytnik ~250-300zł, a etui takie przeszło 140 (u polskiego dystrubutora). Hmm.. Dylemat… no nic będzie 500+ kupię dziecku :))))

Dobra. Wracając do podsumowania. To książek było 10 (7-3 – Świat-PL). 7 Ebooków, reszta analog. 4184 stron.
marzec

Zdecydowanie najlepsza pozycja to King. Co tu dużo pisać. Świetna powieść bez dwóch zdań. Nie warto było odkładać tej lektury. Po drugiej stronie bieguna John Le Carre i Scott Sigler, jakoś ich powieści nie przemówiły do mnie. Z kolei wczoraj przeczytałem książkę Szukając Inki i historia Danuty Siedzikówny jest warta poznania. Można się przekonać dlaczego warto podziwiać tę młodą dziewczynę.

Dziś krótko, bom zalatany i dlatego też ostatnio mała aktywność u mnie na blogu. Ot chyba taka kolej rzeczy. Nawet najbardziej rentowne kopalnie są wygaszane. Z planów czytelniczych jest tego aż za dużo. Z biblioteki przytaszczyłem ostatnio Baldacciego, Deavera, Fabrri’ego. Poza tym Mróz czeka, i najnowsze zdobycze Pogrzebane życie Allena Eskensa, Czarny Mercedes, czy Poszukiwanie Bryana Reardona. A Wy jakie macie plany?