o książkach i nie tylko

Posts tagged “4/5

o! o! o! [Mainstream – Miroslav Pech]

‚Lato wybuchło z całych sił’ śpiewał kiedyś Rogucki jakoś w tym roku teraz przystopowało tak jak mój powrót na bloga, ale co się uciecze to nie z jednego pieca pierś ssała. Dobra musiałem zacząć jakoś abstrakcyjnie co by Was przygotować na klimat dziwny i groźny. Czeski film kojarzy się właśnie z takim czymś co nie wiadomo o co chodzi, a czeski horror? thriller? gore? Czeskie gore. Brzmi co najmniej groteskowo. I pewnie ze względu na język czeski i jego brzmienie uśmiech u nas się pojawiał w końcu to u nich jahodewe zmarzliny to lody.. truskawkowe. Czy Miroslav Pech napisał horrora z humorem? Śpieszę od razu z odpowiedzią. NIE. Czy jest to książka dla wszystkich? NIE. Czy jest krew? TAK. Czy jest dużo krwi? TAK. Czy jest co oprócz krwi? TAK. Czy to ostatnie pytanie? TAK.

Dobra. Książka jest dość krótka. Taka na jeden wieczór no góra dwa. W zależności czy wytrzymacie. No ale najpierw o fabule. Klara i Maciej są małżeństwem i rodzicami dwumiesięcznej Sary. Ich małżeństwo przechodzi kryzys. Maciej jakoś nie może się odnaleźć w roli głowy rodziny, a do tego dostaje dziwny film w pracy, który trudno mu zrozumieć. Sytuację ma ratować poniekąd wyjazd na zadupie na Boże Narodzenie. Tam zaczynają się dziać rzeczy, których nikt nie kontroluje.

Mając świadomość tego jak horror ekstremalny jest specyficznym i często wstrząsającym gatunkiem możemy odnieść wrażenie, że tutaj autor niespiesznie nam dawkuje owe emocje. Fakt, Maciej i jego niepokój i trochę irytujące zachowanie może te emocje przywołać, ale zanim cokolwiek zdążymy pomyśleć przeskakujemy w gore i już lecimy do końca i zaliczamy zjazd jak dziecko na ślizgawce i lektura się kończy. W drugiej części gdy poznajemy historię Klary czegoś jeszcze mi brakowało, ale może to po prostu taka dawka miała nam starczyć i autor nie chciał drążyć tematu w końcu ile można się babrać w…

Jakby tu jeszcze Was zachęcić. Powiem tak, to trzeba lubić. Ketchum, Edward Lee te sprawy. Jak Was kiedyś ich lektury zaciekawiły to tu w tej krótkiej książce odnajdziecie się, a jak nie to będziecie mieli się okazję poczuć zagubieni niczym nasi piłkarze na mundialu.

Wydawnictwo Stara Szkoła
Mainstream, Miroslav Pech
s. 181, 2018 rok wydania 
Ocena: 4/5
O książce na goodreads

[Drugi okręt – Richard Phillips]

Kontakty z obcą cywilizacja zawsze było ciekawym tematem na książki. Wyobrażenie o ich technologii stanowi niezłe pole do popisu dla pisarzy. Richard Phillips daje popis w pierwszej części cyklu Projekt Rho.  Docelową grupą pewnie są czytelnicy młodzieżowi, ale przecież każdy z nas jest piękny i młody, więc dlaczego by nie? Tym bardziej, że z tą grupą docelową można by dyskutować.

Bez obcych nie ma statków kosmicznych i w zasadzie w tej książce mamy statek, ale obcych póki co brak. Statek kosmiczny w 1948 rozbił się gdzieś w Nowym Meksyku. Trafił od razu do tajnego laboratorium w Los Alamos i tam prowadzone są prace na nim. Projekt Rho polega na rozpracowaniu obcej technologii. W czasie gdy do wiadomości publicznej wojsko decyduje się przekazać informację o statku trójka licealistów w kanionie przez przypadek trafia na ukryty drugi pojazd kosmiczny.  Kontakt ze statkiem i jego sprzętem dla młodych kończy się bólem głowy, a gdy on przechodzi uświadamiają sobie, że statek coś im zrobił. Technologia dokonała upgrade’u ich ciał. W jaki sposób sobie poradzą? Zobaczycie czytając książkę, ale od tego momentu ich życie będzie z goła inne i niedługo zanurzą się w świat jakże niebezpieczny pełny agentów i laborantów nie mających skrupułów przy wykorzystaniu technologii do swoich celów.

Książka jest napisana prostym językiem. To znaczy momentami technicznych terminów nanobotów i innych zimnych fuzji czy terminów informatycznych jest dużo – hmmm – no dobra dla niektórych ten prosty język może nie być taki prosty. Dla mnie wydawał się przyswajalny dla większości fanów sci-fi. Fakt że bohaterami są licealiści nie do końca kwalifikuje książkę jako właśnie lekturę dla młodzieży, a szczególnie tej młodszej, gdyż są tam też sceny krwiste z odcinaniem głów włącznie, ale to tylko raz – wiadomo delikwent miał tylko jedną głowę hehehe.  Cały motyw ze statkiem jest zalążkiem do politycznej intrygi pokazującej korupcję i układy, czyli w zasadzie nic nowego, ale czy to źle? Dlatego trzeba powiedzieć, że nie jest to jakieś hardocorowe sci-fi po a po prostu dobra lektura rozrywkowa i w tej kategorii ona się jak najbardziej sprawdzi.

Wydawnictwo Fabryka Słów
Drugi okręt, Richard Phillips
s. 400, 2017 rok wydania (org. 2006)
Ocena: 4/5
O książce na goodreads

[Behawiorysta – Remigiusz Mróz]

Były takie dwa seriale, które skojarzyły mi się z głównym bohaterem nowej książki Mroza. O nich za chwilę, teraz o bohaterze. Gerard Edling jest prokuratorem, któremu coś poszło nie tak i raczej o jego stanowisku mówi się w czasie przeszłym. Mimo to jakieś tam konsultacje jeszcze robi głównie motywowana przez jego byłą współpracownicę Beatę. Gerard jest specjalistą mowy ciała, analizuje gesty przewidującą reakcję lub odczytując zamiary osoby, albo też ogólne rzeczywiste zamiary. Gdy w Opolu dochodzi do aktu terroryzmu znów jest poniekąd wciągnięty w sprawę, która przeradza się w akt seryjnych morderstw w których publiczność ma duży wpływ na jego przebieg. Co i jak, to odsyłam do książki.

No dobra. W pierwszym zdaniu napisałem o dwóch serialach. Pierwszy to Magia kłamstwa (org. Lie to me), który był świetny, a doktor Lightman (świetna rola Tima Rotha) ma swoją firmę, która właśnie zajmuje się podobnymi rzeczami z jakich słynie Edling. Drugi to Mentalista z kolejną świetną rolą Simona Bakera i Behawiorysta jest chyba takim miksem tych fabuł. Z jednej strony mamy te nieprzeciętne dość zdolności czytania a z drugiej bezpośrednie działania w stosunku do Edlinga niczym Red John w Mentaliście. Sam autor w posłowiu pisze, że inspiracji należy szukać w wielu miejscach ja jestem ciekaw czy cosik z tych powyższych moich rozważań jest prawdą. Poza tym ostatnio czytałem Marcusa Sakeya i tam w jego serii Obdarzonych a tam czytacze byli na rożnych poziomach, ale to było takie sci-fi.

No dobra(2). Tyle o inspiracjach. Trzeba przyznać, że jest to najbrutalniejsza książka Mroza. Krew wylewa się często i obficie. Nie unia autor drastycznych opisów, a na okładkę bardziej niż delikatna nutka maźnięta posoką nadawałoby się raczej pełne jej wiadro wraz np. z mieszalnikiem do farb. Przyznam, że dość zaskoczony byłem takim obrazem i nie wiem dlaczego. Realizmu dodało to i ma przerażało. W zasadzie nie obce mi mi takie rzeczy w końcu Edward Lee czy inny Ketchum to jest to co lubię. Na książce nie zdziwiłbym się gdyby był znaczek 18+ ja to w filmikach z jakichś wypadków czy innych egzekucji.

Dobra (już bez no, bo no ile można), ale te wiadra krwi to nie jest to co jest tylko w tej książce, choć pewnie większość czytelników to zapamięta. Poza tym Edling jest świetnie wykreowany. Nie bez powodów przywołałem tu Lightmana z serialu, bo poniekąd bohater Mroza jest też taki bezpośredni i stanowczy w tym co robi. Przez to jest szczery do bólu, co nie każdemu oczywiście się podoba, a jemu samemu splendoru nie przyniesie, ale za to jest skuteczny co już musi budzić respekt.

Ciekawe spotkanie z Mrozem. W przerwie lektury Gry o tron poniekąd zostałem w temacie jeśli chodzi o krwawe sceny, ale i także ciekawych bohaterów, a także takich których autor bezkompromisowo uśmierci pobudzając wyobraźnie a do tego dążąc do realizmu. Książkę polecam i ciekaw jestem czy przerodzi się w jakąś serię, czy też jednorazowe spotkanie.

Wydawnictwo Filia
Behawiorysta, Remigiusz Mróz
s. 496, 2016 rok wydania
Ocena: 4/5
O książce na goodreads

[Inna dusza – Łukasz Orbitowski]

Zastojów u mnie ciąg dalszy, ale dziś wracam z pewną nadrobioną lekturą, bo Orbitowski za każdym razem jak gdzieś mi się pojawiał to sobie obiecywałem, że przeczytam, a to na jakimś blogu, a to w Pocisku.. I teraz zmobilizowałem się polecić w pary zdaniach, choć nie wiem czy podołam oddaniu wyjątkowości książki.

Historia przedstawiona w książce jest oparta na pewnych zapiskach czy doniesieniach za sali sądowej w Bydgoszczy. Jest to obraz bardzo dobrze przedstawiony. Realizmu jest tu dużo, a lata 90. to jest coś co z nostalgia wspominam i jakże przyjemnie było się cofnąć w tamte klimaty.

Jędrek który jest poniekąd ‚właścicielem’ tytułowej ‚innej duszy’ jest początkującym cukiernikiem. Specyfika jego bytu właściwie namalowana przez autora nie pozostawia złudzenia że jest z nim coś nie tak. Już rozpłatanie nożem trzech kotków budzi pewien niepokój. Reszta jest już tylko pochodną tego jakby przestawienia przełącznika w jego głowie i włączenia trybu innej duszy, bo do zabójstw ciężko znaleźć motywy które powodowałby czyny których dokonuje.

W cały ten profil Jędrka jak i Krzyśka wpisują się ciekawie się ich ojcowie, którzy dla mnie są cichymi bohaterami tej książkami. Szczególnie Krzysiek i jego podejście do ojca, czy jak o nim mówi ‚tatusia’ jest imponujące. Lata 90. poniekąd charakteryzowały się mimo wszystko większym respektem do rodziców czy też pewnym oddaniem w ich sprawie i tak odbieram też tę dwójkę. Orbitowski dość niełatwą osobą tatusia-pijaka chcę jeszcze bardziej odcisnąć piętno na bohaterze. I chyba to piętno ma poniekąd znaczenie, że Krzysiek tak samo jak trawa w sumie przy ojcu mimo jego wad, tak nie opuści Jędrka.

Sentyment do tamtych czasów połączony z ciekawymy bohaterami, których losem autor kręci niesamowicie sprawia że książka jest wyjątkowa i czytało mi się ją świetnie. Warto.

Wydawnictwo Od deski do deski
Inna dusza, Łukasz Orbitowski
s. 432 , 2015 rok wydania 
Ocena: 4+/5
O książce na goodreads

[Pandora – M.R.Carey]

Zombie wydaje się być tematem niewyczerpanym. Przyznaje, że lubię czasem sięgnąć po taką jatkę i to nawet bardziej niż oglądać. Dlategóż też np. serialu Walking Dead nie oglądałem. Czy po tylko różnych wydawnictwach można dotknąć tego tematu i wprowadzić coś świeżego? Zdaje się że tak. I ta książka czyli Pandora jest tego dowodem.

Przede wszystkim autor stopniowo odsłania czym jest świat jego książki i robi to doskonale. Mamy Melanie, która jest dzieckiem. Przebywa w pewnym ośrodku/laboratorium w którym ma dziwne zajęcia. Jest nauczycielka i są wojskowi i jest pani doktor, a co dziwniejsze przez większość czasu przebywa w celi, a do sal lekcyjnych jest prowadzona na wózku przywiązana do niego. Dla niej to normalne. Nie zna za bardzo innego świata, ale bardzo ją wciąga to co ma lekcjach. Jest wyjątkowym dzieckiem i bardzo bystrym. Mózg jej pracuje jakby na szybszych obrotach i autor dość ciekawie przekazuje jak odbiera ten dziwny wyniszczony świat. Jej wyjątkowość ma znaczenie. Walka z grzybem, który jest w jej ciele może być zwyciężona, ale do tego trzeba badań. To coś powoduje, że jest jednym z wielu Głodnych. Ot i taka horda atakuje ośrodek i zaczyna się wyścig i ucieczka, a opcji kto kogo goni, a kto ucieka jest dość wiele.

Autor dość fajnie wymyślił koncept z grzybem i do tego świetnie opisuje to co się dzieje w głowie Melanie. Wszystko bardzo surowe i mało optymistyczne. Jedynym światełkiem w tunelu zdaje się być nasza bohaterka, która musi wykazać silną wolę i walczyć ze swoimi instynktowymi odruchami. Całość sprowadza się do tego jak społeczeństwo poradziłoby sobie z apokalipsą i w tym przypadku podejściem do chorych. Nie ma tu miejsca na jakieś humanitarne odruchy a liczy się przetrwanie.

Ciekawa książka z interesującym światem w którym bohaterowie mają szansę się wykazać i pokazać swoje człowieczeństwo. Niektórym się uda (taki spoiler na koniec).

Wydawnictwo Otwarte
Pandora M.R.Carey
s. 416, 2016 rok wydania (org. 2014)
Ocena: 4/5
O książce na goodreads

[Futurospekcja – Robert J. Sawyer]

Już prawie miesiąc bez wpisu to znak, że wziąłem kasę z 500+ i poszedłem w miasto jest czas urlopowy i jakiś rozprężenie mnie dopadło, ale w przyszłości się poprawię i będę pisał to i owo. I apropos przyszłości to dziś będzie o książce na podstawie której powstał jeden sezon serialu Flash Forward. Serial jakiś już czas temu oglądałem i pamiętam mój niedosyt po jego przerwaniu. Wciągnęło mnie i na koniec zdzieliło po głowie. Pozostało poznać książkę, co też zrobiłem po paru latach. Po przeczytaniu wiem, że serial luźno nawiązuje do książki i w zasadzie nie ma znaczenia czy najpierw przeczytamy, a później obejrzymy. Serial czerpie z pomysłu, a później jest zrobiony po prostu na serialową modłę pod widzimisię scenarzystów.

No właśnie pomysł. Futurospekcja, czyli wizja przyszłości. W zasadzie zbiorowa wizja. Jednego dnia o tej samej porze na całym świecie świat zamiera na przeszło minutę. W tym czasie ma na zamrożenia stanu, jeśli ktoś jechał samochodem, traci świadomość, a samochód jedzie dalej, jeśli z naprzeciwka coś jechało no to.. sorry zasady fizyki doprowadzą do wypadku, tak samo się dzieje jeśli ktoś szedł po schodach, to z pewnością rypnie w dół, a jak ktoś przechodził operację, to też prawdopodobnie może źle na tym wyjść. Jednym słowem dochodzi w większości do dużej ilości zgonów, a Ci co się ocknęli w czasie ‚wyłączenia’ zobaczyli wizję tego co czeka ich za 20 lat. Jak na takie coś zareagować? Ktoś zobaczy siebie z jakaś nieznajomą kobietą i przyszłą żoną, ktoś z potencjalną córką, a ktoś nie zobaczy nic. Spektrum przypadków jest wiele i jak na to zareagować? Dodatkowym problemem jest eksperyment naukowców czyli uruchomienie Zderzacza Hadronów CERN co robią dokładnie w czasie, gdy dochodzi do futurospekcji. Czy się przyznać? Czy powtórzyć eksperyment dla pewności, że to oni wywołali to zjawisko?

Muszę przyznać, że książka jest trochę krótka na miarę swojego potencjału. W serialu mieliśmy kupę bohaterów, a tu poznaliśmy paru i jakoś tak przydałoby się pociągnąć kilka wątków i coś tam jeszcze wprowadzić dla dopełnienia obrazu. Bardziej autor jakby czasem skupiał się na wyjaśnieniu jak mogło dość z naukowego punktu widzenia, choć trzeba przyznać, że wątpliwości co do tego jak mają się zachować bohaterowie wobec swoich wizji zostały świetnie oddane i można było zrozumieć wątpliwości jakie mają co do swojego obecnego życia i najważniejsze czy uda im się jakoś zmienić przyszłość.

Sawyer pisze bardzo ciekawe i przyswajalnie. Jego teksty nie są zawiłe i każdy laik będzie mógł wciągnąć się w przedstawioną tu fabułę, co z pewnością jest plusem. Jedynym minusem może być tu zakończenie, które średni przypadło mi do gustu, ale o gustach się nie dyskutuje, a książki się czyta. Zaprawdę powiadam Wam, warto zapoznać się z Sawyerem, ja planuję więcej jego książek.

Wydawnictwo Solaris
Futurospekcja, Robert J. Sawyer
s. 400, 2011 rok wydania
Ocena: 4+/5
O książce na goodreads

Z hazardem trzeba uważać [Janek Herbu Pół Krowy – Michał Krupa]

Ostatnio tak jakoś mniejszy ruch mniejszy, a to przez małe zawirowania i między innymi ruchem urlopowym. A jak ruch urlopowy to pojawia się u mnie często lektura lekka. I o niej dziś napiszę, bo bawiłem się bardzo więc polecić można.

Jest wiek XII i czasy Władka Łokietka. Janek w kości ograł jakiegoś rycerza i teraz paraduje udając takowego. Wymyślony herb Pół Krowy ma my przysporzyć przygód. Marzy mu się ratowanie księżniczek uwięzionych w wieżach. Sama jego tożsamość jest dla innych zagadką.

– Janek. Jaki Janek? Wyglądasz na coś w rodzaju rycerza, ale albo ubiegłego, albo przebranego, albo nieznającego obecnych trendów ubioru.

– Herb „Pół krowy”? Nie słyszałem o takim rodzie. A którą to część krowy nosisz w swoim herbie?
– Co proszę? – Janka zaskoczyło to pytanie.
– Masz w herbie tył krowy z wymionami, dupą i ogonem czy przód z ryjem, karkiem i rogami?

Podczas swej podróży trafia na Bolesława Zawistnego, który włada lokalnymi ziemiami. Po pewnych zawirowaniach i kilku hazardowych wpadkach Bolesława, podczas których najpierw przegrywa z Jankiem, a później dotkliwą porażkę może odkupić tylko i wyłącznie znajdując smocze jajo. Do tego zadania Zawistny wyznacza Janka i swojego giermka Lucka. I tak ten duet rusza na poszukiwania. Po drodze do pomocy trafi im się jeszcze czarodziej z defektem, ale razem będą stanowić specyficzną grupę, która ma dwa tygodnie na wykonanie zadania. Po tym czasie inkwizycja zajmie się włościami Bolesława.

Jest to pierwsze spotkanie z prozą Michał Krupy i z pewnością nie ostatnie. Wprawdzie mamy do czynienia z wiekiem XII, ale rozmowy odbywają się w iście współczesnym języku, co w zasadzie mi nie przeszkadza, bo przecież to komedia i to dość luźna więc klimatów mrocznego Średniowiecza nie poczujecie. Co tu dużo pisać, jest dużo czarnego humoru i pewnego absurdu, a ponieważ mi się bardzo podoba seria Autostopem przez galaktykę, to tutaj nie może być inaczej. Do tego dostajemy dużo ironii, a komizm postaci prowadzi trochę do ich przerysowania, ale tak jak pisze lektura urlopowa to jest dla mnie więc jak najbardziej pasuje w sam raz.

Jest to z pewnością książka na jeden wieczór. Przeczytać, pośmiać się i odłożyć.

Wydawnictwo Psychoskok
Janek Herbu Pół Krowy, Michał Krupa
s. 178, 2015 rok wydania
Ocena: 4/5
O książce na goodreads

[Arena 13 – Joseph Delaney]

Delaney znany z serii Kroniki Wardstone wziął się za serię wpisującą się w nurt YA, którą można by postawić obok wszystkich Niezgodnych i innych Igrzysk śmierci. Choć wspomnianych dwóch serii nie dane mi było doczytać do końca, to i tak jestem zdania, że od czasu do czasu dobrzej sięgnąć po takie książki. Zawsze warto wiedzieć co w trawie piszczy, a poza tym niedługo dzieci dorosną, to będą sięgać po takie rzeczy więc dobrze by było znać, by ewentualnie mieć swoje zdanie i w ogóle orientować się czy to jest odpowiednie dla człowieka w konkretnym wieku. No cóż trochę się przed sobą usprawiedliwiam z tej lektury, ale z Kronik Wardstone przeczytałem pierwszy tom i dobrze się go czytało i tutaj też tak jest.

Przede wszystkim jest pomysł na ciekawą fabułę. Główny bohater to Leif, który stracił matkę, stracił ojca, rodzeństwo też stracił, bo przecież gdyby rodzice żyli to mógłby je mieć! hehe W każdym razie matką zawładną Hob, legendarny stwór, ktoś mówi, że dżin, a tak na prawdę krwiopijca o wielu wcieleniach i wielkiej mocy pozwalającej zawładnąć umysłem, a że kobieta to słaba płeć to najczęściej na nimi panuje. Matka ginie, ojca spotka podobny los, ale o tym wyczytacie w dalszej części książki co i jak z nim było. W każdym razie celem Leifa jest szkolenie i dostanie się na arenę wojowników, sławną Arenę 13. Szkolenie potrzebne jest, bo walczy się z pomocą laków, które można programować, a żeby to umieć trzeba się nauczyć, a poza tym dobry lak sporo kosztuje, wtedy można wytrenować schematy pomagające w walce na arenie. Nasz bohater ogólnie nie jest w ciemię bity i też do tej pory był niezłym kijarzem (takim kimś walczącym na kije) to też udaje mu się trafić na szkolenie, ale czy uda mu się tam utrzymać? Wszak w takiej szkole są pewne zasady za których złamanie można dostać kopa i wylądować na bruku. Wszystko oczywiście to kwestia ceny, a cóż Leif jest biedniejszy niż żebrak. Nie ma lekko, ale przecież tak ma być. Aaaaa właśnie, Leif chce sie wyszkolić bo na Arenie można walczyć z Hobem, wiadomo że chodzi w tym przypadku o zemstę. Tylko jego zabić nie jest tak prosto. Raz nie wystarczy. Dwa też…

Tak jak w Kronikach, tak i tu mamy pare ciekawych stworów, bo są wspomniane Laki, są Chwosty (pomagający Hobowi), do tego Prymitywy, Ulmy czy różne takie wymysły tworzące dość ciekawy klimat, co właśnie w połączeniu z elementami takiego wyuczenia jak w przypadku laków jest ciekawym zabiegiem i nie nudzi. Poza tym trzeba przyznać, że bohaterowie są dobrze zarysowani i do niektórych można zapałać sympatią, a do innych wprost przeciwnie.

Z pewnością sam system walk, to jest czymś co sprawi, że wrócę do tej serii, bo skojarzyło mi się i z koloseum i jakimiś spartakusami czy gladiatorami, a to zawsze dobrze odświeżyć. Poza tym ciekawią mnie motywy pewnego ogrodzonego i odizolowanego świata i mam nadzieję, że nie skończy się tak jak w Wayward Pines, a coś tu autor ciekawego wymyśli, bo przygoda Leifa dopiero się zaczyna i trzeba przyznać, że miło było spędzić czas w tym świecie. Polecam!

Wydawnictwo Jaguar
Arena 13, Joseph Delaney
s. 304, 2016 rok wydania (org. 2015)
Ocena: 4/5
O książce na goodreads

Lipowo [Motylek – Katarzyna Puzyńska]

Katarzyna Puzyńska już za miesiąc wyda szóstą część serii z Lipowem w roli głównej, a widziałem już nawet gdzieś okładkę siódmej więc dlaczego by nie zapoznać się z tą miejscowością. Kryminalne historie na zadupiu są bardzo ciekawe i wciągające, a stosunkowo małe społeczności w których każdy wie coś o innych jest środowiskiem dość zamkniętym. Tym razem jest podobnie, choć zdaje się, że Lipowo jest szeroko otwarte dla przyjezdnych.

Tak też poznajemy Weronikę, która sprowadza się z W-wy i próbuje sobie poukładać życie po rozwodzie. Poznaje mieszkańców i mamy tu dość barwną ich paletę. Są Ci bogaci i Ci mniej zamożni, Ci coś się kochają i próbują zaistnieć wystawiając tyłek, ale i też tacy co dostają po twarzy od współmałżonków. No i oczywiście jest trup. Na poboczu znaleziona zakonnica wydaje się być ofiarą wypadku, którego sprawca zbiegło. Oczywiście szybko się okazuje, że nie do końca tak było, a potracenie może i było, ale nie jedno. Dobra. Spoilerować nie będę, bo warto odkryć wszystko samemu i podedukować, bo intryga początkowo wydaje się schematyczna, ale z czasem gdy poznajemy potencjalnych sprawców wszystko gęstnieje, a autorka tym sosem umiejętnie miesza.

Zdecydowanie warto wpaść do Lipowa i poznać tę społeczność, bo jest ona bardzo klimatyczna. Coś mi momentami przypomina z Wisiołów Kulpy, ale tam było bardziej mrocznie chyba. W każdym razie intryga jest bardzo dobrze skonstruowana, a rozwiązanie zagadki ciekawe, choć stopniowo pod koniec wszystko układa się w całość i jedyną zagadką pozostają personalia mordercy.

Na koniec jeszcze raz polecam!

Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Motylek, Katarzyna Puzyńska
s. 400, 2012 rok wydania (org. 1995)
Ocena: 4+/5
O książce na goodreads

Buu! [Dom na wzgórzu – Peter James]

W przypadku Petera Jamesa obcowanie z jego lekturą przeze mnie ograniczyło się póki co tylko do jednej lektury. Pogrzebany bardzo mi zapadł w pamięć i aż się dziwie, że jakoś odkładałem inne jego powieści. James tym razem bierze się za grozę. Horror z domem i duchami w roli głównej niedawno przerabiałem. W wersji polskiej czytając Siódmą duszę Wardziaka czuło się napięcie i ogólne zło czające się w kątach. W Domu na wzgórzu możecie liczyć jak najbardziej na dreszcze i trochę zaskoczeń.

Przeprowadzka w nowe miejsce to w zasadzie na tyle stresujące zajęcie, że możne przyprawić o kupę nerwów. Oli z żoną Caro i córką Jade z Brighton sprowadzają się na prowincję. Kupili dom na wzgórzu Cold Hill. Dom specyficzny i chyba z nadmiarem spełniający ich potrzeby. Problem w tym, że stał on pusty przez długi czas i wymaga pewnych nakładów finansowych, aby doprowadzić go do stanu używalności takiego, aby cieszyć się choćby świetnym basenem w ogrodzie. Malownicza okolica wprowadza nowych mieszkańców mimo wszystko w dobry nastrój, bo z mieszczuchów wydaje się, że w miarę szybko zaadaptują się do nowych warunków. Caro jest radcą prawnym i po pewnym czasie z chęcią wraca na prowincję, Jade mimo, że zostawiła wszystkich przyjaciół w Brighton, to jakoś daje rade w końcu z internetem nie jest tak źle. Poza tym nie jest to jakiś koniec świata. Oli pracuje z domu i rozkręca interes. Wszystko idzie gładko i fajnie. Mimo, że każdy dzień przynosi jakieś dodatkowe koszty remontowe.

Jest tylko mały problem.

Kilka drobnych szczegółów, które dość dają do namysłu mieszkańcom. Koleżanka Jade rozmawiając z nią przez neta używając FaceTime’a widzi starszą kobietę. Jade się obraca i oczywiście nikogo nie ma. Czy to była babcia? Pewnie tak, tylko dlaczego nic nie mówiła. Z kolei Olie na wzgórzu spotyka starszego jegomościa, który kiedyś pracował w domu w którym mieszkają. Kim był? No właśnie to jest problem Olie nie spytał, a reszta mieszkańców wioski nie kojarzy nikogo takiego. Zaczynają się dziwne sytuacje. Olie dostaje dziwne smsy czy informacje znikające na kompie. Do tego jeden z klientów Jade jest medium i w rozmowie z nią mówi, że jej ciotka ostrzega ją i jej rodzinę przed nowym lokum, a dokładniej przed tym co tam się czai. Oczywiście ciotka od roku nie żyje i Caro puszcza wszystko w zapomnienie. Jednak jakże szybko będziesz szukała kontaktu i pomocy. Oj będzie.

Trudno jest opisać, to jaką atmosferę autor stworzył w książce, ale jest ona powoli zagęszczana i nastroje bohaterów gwałtownie się zmieniają. Oli mimo chyba najbardziej namacalnego obcowania z tym co jest w domu stara się uspokoić żonę, a im bardziej próbuje to zrobić tym coraz więcej pojawia się powodów dla których obawy co do mieszkania w Cold Hill są uzasadnione.

Książka jest napisana dość zgrabnie i czyta się ją bardzo szybko. Jedyny problem, to zakończenie. Troszkę tutaj brakowało mi takiego jeeeeeeeeeeb. I zaskoczenia większego. I suma summarum jest ono dość bliskie pewnemu filmowi z 1999 roku, ale nie będziemy przecież spoilerować i ciekaw jestem czy tylko ja mam takie wrażenie.

Z pewnością nie ma tu nic odkrywczego i tak jak w przypadku lektury Wardziaka mieliśmy kilka sprawdzonych pomysłów, to całość jak najbardziej na plus. Nie ma tu flaków wylewających się z kart książki bardziej autor skupił się na klimacie i jest to cel który w stu procentach zrealizował. Jak najbardziej polecam.

Wydawnictwo Albatros
Dom na wzgórzu, Peter James
s. 384, 2016 rok wydania (org. 2015)
Ocena: 4/5
O książce na goodreads

Chyłka u schyłku stacza się na tyłku [Rewizja – Remigiusz Mróz]

Mamy kwiecień a Mróz już wydaje drugą książkę w tym roku, a za miesiąc będzie i trzecia. Jeśli autor będzie tak płodny nie tylko w dziedzinie pisania książek, to pewnie zostanie jedną z tych osób co najbardziej skorzystają z programu 500+ 🙂 Pisanie książek w każdym razie wychodzi mu świetnie i cały czas trzyma bardzo dobry poziom.

Trzeci tom z serii z Chyłką w roli głównej jest troszkę dłuższy niż poprzednie, ale tylko niezauważalnie, bo w efekcie kończąc miałem te wrażenie, że jakby było jeszcze z 200 stron dalszych przygód prawniczych bohaterów nie było by źle. Może w przyszłości Mróz przyjmie model np. Folleta z serii Stulecia i wtedy nie byłoby co narzekać. No dobra fizyczność książki mamy już za sobą, no to teraz o tym co tam w środku. Literki. Wiadomo. Nawet dużo ich. 😉

Chyłka po ostatniej sprawie stoczyła się na margines prawniczej rzeczywistości. Pracuje w boksie w markecie udzielając porad prawnych. Zaletą tej pracy z pewnością jest bliskość do działu alkoholowego. Tak, tak. Chyłka żłopie i to dużo. Często w literaturze mamy do czynienia z policjantami alkoholikami, a Mróz stworzył prawnika nie wylewającego za kołnierz. Ciekawy zabieg. Z jednej strony pozwala głównej bohaterce zapomnieć o swoich błędach z drugiej w zasadzie ona ma wszystko głęboko gdzieś i stan upojenia nie będzie jej stał na przeszkodzie w przesłuchaniach w sądzie.

No właśnie. Do Joanny trafia Rom, którego żona i córka zostały brutalnie zamordowane. Nie wiadomo kto i dlaczego popełnił ten czyn. Jednak okazuje się że Cygan miał motyw. Milionowe ubezpieczenie na wypadek śmierci. Towarzystwo ubezpieczeniowe będzie chciało zrobić wszystko, aby uniknąć wypłaty polisy. Wydaje się to dość proste, gdyż podejrzenia co do sprawcy morderstwa są w głównej mierze kierowane na klienta Chyłki. Sprawa jest na tyle ciekawa że ubezpieczyciela reprezentuje dawny pracodawca głównej bohaterki czyli Żelazny&McVay. Na początek mają jeden cel odsunięcie Joanny od śledztwa. W tej rozgrywce szybko się okazuje, że wszystkie chwyty są dozwolone, a alkoholiczka jest bardzo łatwym celem.

Mróz ciekawie przedstawił środowisko romskie. Uwypuklił problemy z jakimi się oni borykają w naszym społeczeństwie. Z drugiej strony pokazuje też jak też jest to środowisko hermetyczne i dbające o swoje zasady.

To co przede wszystkim przyciąga do tej serii to główna bohaterka. Powiem szczerze, że ucieszyło mnie to iż Mróz w końcu trochę sponiewierał Joanne, która w poprzedniej części mnie irytowała. Choć trzeba przyznać, że jej taka bezpośredniość jest dalej wkurzająca, ale lepiej taki bohater niż taki bezpłciowy, który nie wywołuje emocji.

„Rewizja” jest napisana lekkim i zrozumiałym językiem, co w książkach traktujących o prawie jest dużą zaletą, bo zbyt duże nagromadzenie prawniczych terminologii potrafi skutecznie odstraszyć. Tutaj nie ma się czego bać. Page-turner jak się patrzy. Kolejną część autor tworzy więc czekam na ‚Autopsję’, ‚Wykroczenie’, ‚Apelację’, czy co tam jeszcze na tytuł w tej serii by się nadawało. Z pewnością sięgnę, a Wam też polecam póki co to co jest dostępne. Warto się wciągnąć.

Wydawnictwo Czwarta Strona
Rewizja, Remigiusz Mróz
s. 624, 2016 rok wydania
Ocena: 4+/5
O książce na goodreads

[Poszukiwanie – Bryan Reardon]

Dzieci. Nie jest łatwo wychować dziecko. Ciąża może być etapem przygotowań, ale jest poniekąd preludium tego co czeka rodziców po narodzeniu. Później już zaczynają się schody. Niektóre stopnie na nich są niskie, a niektóre trudno będzie pokonać. Konsekwencje podejmowanych decyzji czasem nieświadomie mogą ukształtować jakąś cechę dziecka. I poniekąd analizą takiego wychowania jest książka Bryana Reardona.

Rodzina Connolly jest niestandardową jednostką społeczną. Simon porzucił pracę i zajmuje się wychowaniem dzieci Jake’a i Laney, a ich mama Rachel pracując w kancelarii prawnej zapewnia utrzymanie rodzinie. Prawda, że poniekąd nietypowo? Wiadomo Simon jako facet ma swoje ambicje, ale przebywanie z dziećmi sprawia mu radochę. Fakt, że nie zawsze jest zapraszany na kinderbale ale poza tym stara się integrować z sąsiadami.

Powieść ma swój początek dnia którego w szkole Jake’a dochodzi do strzelaniny. 13 ofiar. Rzeźnia zakończona samobójstwem Douga. Kolegi Jake’a, który znika. Widziano go rano. Czy jest teraz współodpowiedzialny? O czym w ogóle mówimy? Jake, którego Simon zna tyle lat miałby komuś zrobić krzywdę? Jak do tego mogło dojść?

Właściwie tytuł mówi wszystko. Poszukiwania dotyczą tu głównie dwóch kwestii tj. po pierwsze jak do tego mogło dojść czyli gdzie Simon popełnił błąd w wychowaniu? Czy jest też odpowiedzialny za to? Przecież sam namawiał syna na to aby był miły dla wszystkich, a z Dougiem nikt nie chciał rozmawiać, więc jakoś tak się potoczyło, ze się zaprzyjaźnili. Czy już wtedy można było to przerwać? Tu autor przedstawia sceny z różnego etapu wychowania dzieci Connolly oczami Simona, który z resztą jest głównym narratorem. Mamy różne sytuacje z różnego etapu życia dzieci i pewne analizy naszego głównego bohatera. Po drugie poszukiwanie dotyczy w ogóle znalezienia Jake’a. Fakt faktem, trochę można było domniemać, gdzie on jest po tych retrospekcjach, ale mimo to wyjaśnienie zagadki nie będzie łatwe, szczególnie dla bohaterów.

Ciekawy thriller psychologiczny w którym mamy studium wychowania i odpowiedzialności. Coś z czym od narodzin dziecka musi się mierzyć każdy rodzic. Coś co spędza sen z powiek, ale też może przynieść pozytywny wydźwięk. Książka z pewnością trzyma w napięciu, a świetnie wykreowani bohaterowie muszą zmierzyć się z trudnym tematem. Z pewnością autorowi było w miarę łatwo zarysować ich zachowania, gdyż z wykształcenia jest on psychologiem.

Polecam książkę wszystkim, którzy chcą zgłębić temat relacji rodzice-dzieci.

Poszukiwanie, Bryan Reardon
Prószyński i S-ka, s. 360, 2016 rok wydania (org. 2015)
Ocena: 4+/5
O książce na goodreads

[Pąki lodowych róż – Zbigniew Zborowski]

Jakże byłem wniebowzięty po lekturze książki Zbigniewa Zborowskiego Trzy odbicia w lustrze. Książka tam mi podeszła, że mimo, że poniekąd jest reklamowana jako saga rodzinna mnie wciągnęły losy Zosi i Wandy, a Pąki lodowych róż dopełniają obraz wojny i pokazują jaki ona wpływ na losy rodzinne. Konflikt zbrojny przeniósł się wyraźnie na grunt rodzinny. Czasem trudno jest tu o przychylność nawet najbliższej rodziny. Zasada umiesz liczyć, licz na siebie, jest tu czasem aż do głębi uwypuklona, ale czemu się dziwić. Wojna, to nie raj.

Ania wnuczka Zosi z pierwszej części ma zostać mamą, a Bartek Pilecki ojcem. Póki co jest normalnie, ale w miarę postępowania stanu Ani robi się nerwowo. Bartek jest jakiś nieswój i zakłada wątpliwy interes. Z biznesu Ani nic nie zostało więc jakoś muszą sobie radzić, a jedyny dochód stanowi i wpływ za wynajem. Skrytość Bartka powoduje niepewność w relacjach z Anią. Do tego babcia Zosia niedomaga, a przed śmiercią zostawia wiadomość, która będzie jakimś czynnikiem zapalnym do poznania w końcu losów rodziny Bartka, który do tej pory nic swej partnerce nie mówił na temat. Od tej pory autor przybliża nam losy poczynając od Natalii. Jest to siostra Adama, który zbrzuchacił Zosię na Wołyniu i dał pitaka, o czym czytaliśmy w pierwszej części.

Cóż. Pierwsza część byłą na wskroś bardziej kobieca. Tam mieliśmy zdecydowanie same baby, które rodziły się co pokolenie 😛 Tutaj mamy już troszkę inny klimat. Jeszcze bardziej dotykamy wojny, ale od strony sowieckiej. Na myśl tutaj klimatem przyszła mi książka Child 44 (aka Ofiara 44, System) Tom’a Roba Smitha. Klimat obozowy i łagrowy wprawdzie to co innego niż tam, ale Związek Radziecki jest ten sam i idealnie pasuje do tamtego obrazu stalinowskiego sytemu.

Całą przedstawiona zawierucha wojenna jest tu bardzo dopracowana, a poprzez przedstawienie losów bohaterów na przestrzeni pokoleń dostajemy pełny ich obraz psychologiczny. Autor bardzo zgrabnie buduje tu historię i łączy wszystko w całość.

Bardzo ciekawa powieść obyczajowo-historyczna. Mało czytam takich lektur, ale tę z pewnością będę bardzo dobrze wspominał i ciekaw jestem kolejnych książek Zborowskiego.

Pąki lodowych róż, Zbigniew Zborowski
Zysk i S-ka, s. 388, 2015 rok wydania
Ocena: 4+/5
O książce na goodreads

Śledztwo z owadami [Puste krzesło – Jeffery Deaver]

Amelia Sachs i Lincolna Rhyme duet w odsłonie trzeciej. Jeffery Deaver i kolejny thriller, kolejne śledztwo, duszna atmosfera małej społeczności i walczący z czasem główni bohaterowie. Sprawdzony sposób na zarwaną nockę.

Wszystko zaczyna się niewinnie. Lincoln czeka w klinice na eksperymentalny zabieg kręgosłupa. Coś od rekina mają mu wstrzykiwać i jest jakaś tam szansa na to, aby pomogło. No właśnie czy jest? Wprawdzie nikomu z jego schorzeniem nie pomogło, ale co tam, może się uda. Minus to zagrożenia. Mimo, że Rhyme mało ma do stracenia, to jednak Amelia ma obawy, że zabieg może doprowadzić do totalnego paraliżu, co grozi totalnym brakiem komunikacji z przyjacielem. Póki co jednak z wizytą wpada do szpitala kuzyn znajomego policjanta, który prowadzi śledztwo uprowadzenia.

Garret mieszka z rodziną zastępczą. Jego hobby jest dziwne. Lubi owady. Ma kilka słoików w pokoju. Terraria i pająki go nie przerażają, a szerszenie tym bardziej. Dużo o nich czyta i uważa że są porządniejsze od ludzi i bardziej konsekwentne. Garret uprowadził jedną dziewczynę i próbuje zrobić to z drugą. Linc i Amelia mają znaleźć porwaną dziewczynę. Sprawy trochę się komplikują za sprawą Sachs, która wyłamuje się z wizji Linca, ale zanim do tego dojdzie trzeba znaleźć Garreta.

Pierwsze co rzuca się w oczy to zmiana otoczenia. Lincoln sam przyznaje, że poza NY czuje się jak ryba bez wody, która w innym środowisku zachowuje się nienaturalnie i nerwowo. Trudno jest mu analizować środowisko którego nie zna. Schemat śledztwa pozostaje ten sam czyli Amelia z telefonem przekazuje Rhyme’owi info, a on wyciąga wnioski i wszystko analizuje.

Początkowo historia może wydawać się prosta i błaha jednak Deaver dba o zwroty akcji. Pościg za pościgiem i dziwne zachowania bohaterów sprawiają, że trudno jest być w stu procentach przekonanym co to odpowiedzialności osób za całe zdarzenia. Fakt w pewnym momencie Lincoln się popisuje totalną dedukcją i swoim talentem, co trochę śrubuje jego analityczne zdolności. Mimo to wszystko jest zachowane w tolerancji i nie wkraczające w sferę czegoś nie do uwierzenia, że ktoś mógł wpaść na to, po prostu analiza faktów nie pozostawia czasem wątpliwości i pod tym względem Rhyme znów będzie bezlitosny.

Końcówka taka, że przyznam iż trudno było mi odłożyć książkę i iść spać. Jak już odłożyłem to nie byłem senny, a przeciwnie, energia była. Jest moc, a czy Lincoln wstanie? Hmm pytanie na miejscu tylko czy bardziej stoi czy leży? I czy tak naprawdę ma to jakieś znaczenie? Z tymi pytaniami zostawiam i polecam do pożarcia. Smacznego.

Notki o poprzednich częściach:
#1 Kolekcjoner kości
#2 Tańczący trumniarz

Puste krzesło, Jeffery Deaver
Prószyński i S-ka, s. 440 | 2002 (org. 2000)
Ocena: 4+/5
O książce na goodreads
Książka przeczytana w ramach wyzwania bibliotecznego

The truth is out there [Armada – Ernest Cline]

Z niecierpliwością czekałem na kolejną książkę Cline’a. Player One był niesamowitą przygodą i na to liczyłem tutaj. Nie zawiodłem się, choć przyznam, ze trochę Cline przesadza w jednym, ale o tym za chwilę.

Główny bohater i narrator to Zack Lightman. Ma 18 lat, mieszka z matką. Pracuje w sklepie z grami i ma na tym punkcie delikatnego pierdolca, że tak powiem. Praktycznie w każdej wolnej chwili oddaje się graniu w Armadę, tj symulatora walk z ufokami. Zamiłowanie do gier po części odziedziczył po ojcu, który gdy Zack nie miał jeszcze roku zginął przy wybuchu metanu, który się utworzył z odchodów. Po śmierci ubezpieczenie jemu i jego matce zapewniło dość dobre warunki życia. Wśród rzeczy na strychu młody Amerykanin znalazł notatki w których jego ojciec podejrzewał rząd USA i m.in. producentów gier o wielki spisek. Zack pi razy oko widział tam jakiś sens, ale te pamiątki po jego protoplaście sprawiły, że sam wsiąknął w tę popkulturową społeczność. A już niedługo przekona się czy miał zwidy kiedy widział UFO patrząc przez okno siedząc w szkole.

Zack fascynuje się Gwiezdnymi wojnami, Odysejami kosmicznymi, X-Files’ami i tym wszystkim co tam jest tajemnicze i dość bezpośrednio, albo pośrednio ma kontakt z życiem poza Ziemią. I tu właśnie jest ta jedyna wada tej książki. Jest tego strasznie dużo. Autor rzuca pewnymi określeniami i cytatami, sytuacjami z filmów o których ja już nie pamiętam jeśli w ogóle kiedyś widziałem. Uwierzcie mi, Cline totalnie jedzie z tym koksem i ujawnia się tu jego natura geeka. Co z resztą też można było zauważyć w pierwszej książce. Wszystkie motywy z gier, filmów czy komiksów pojawiają się na każdym kroku. Jest tego trochę, ale w miarę przyswajalnie wplecione w fabułę, że można to zdzierżyć.

Cała historia mimo, że momentami trochę przewidywalna ma ten plus, że tak jak w Player One, autor oparł książkę na elementach popkultury przy których nie jeden z nas się wychował. Język jest lekki przez co książkę dość szybko się czyta. Oprócz gier i filmów znajdziemy tam też coś o przyjaźni, rodzinie i miłość, a także poświęceniu dla wyższych celów. Suma summarum chyba bardziej to książka dla młodzieży, ale mi się dobrze czytało.

Armada, Ernest Cline
Filia, s. 448 | 2005 (org.1980)
Ocena: 4-/5
O książce na goodreads

Heheszki w kosmosie [Restauracja na końcu wszechświata – Douglas Adams]

Po pierwszej części Autostopem przez galaktykę byłem bardzo rozbawiony i zaskoczony. Abstrakcyjny humor i pomysły bardzo mi się spodobały, aż dziwne, że ten Pratchett i jego Świat Dysku mi nie podszedł, bo na okładkach książek Adamsa krzyczą, że to dla tych co lubią to. Póki ta seria bardzo mi się spodobała i rozbawiła.

W drugiej części Artur Dent i Ford Perfect odkrywają prawdziwe powody zniszczenia Ziemi, a mianowicie chodziło w rzeczywistości o zbyt filozoficzne podejście do życia. Zadawanie zbyt skomplikowanych pytań jest na tyle niebezpieczne, że należało planetę i jej mieszkańców zniszczyć. Jednak oprócz Artura Denta, przeżyła Tricia McMillan porwana wcześniej przez byłego prezydenta Wszechświata tj. Zaphod Beeblebroxa. Vogoni mają więc do dokończenia sprawę i poszukują tej dwójki. Z ratunkiem przyjdzie przodek Zaphoda, ale co zrobi to zostawię Wam do poczytania. Z kolei ciekawy miejscem jest tytułowa restauracja. Nie jest to bynajmniej knajpa gdzieś na brzegu w liniowym ujęciu wszechświata, a taka która znajduje się na końcu w czasowym sensie. Świetne abstrakcyjne miejsce w który wpłacając grosza i korzystając z podróży w czasie można się stać milionerem. Jakież to wszystko niejednoznaczne i filozoficzne zarazem.

Jedno jest pewne. Nie jest nudno. Mamy naprawdę dużo ciekawych nacji. I kosmos Adamsa jest barwny i ciekawy, a przede wszystkim śmieszny.

Wiele ludów wierzy, że wszechświat został stworzony przez coś na kształt Boga, Jatravartydzi z planety Viltwodl Sześć uważają jednak, że kosmos wykichała istota o imieniu Wielki Zielony Spazm Arkelów.

Kochab znajduje się na zachodnich rubieżach wszechświata i z powodu nie wyjaśnionego i co nieco podejrzanego wybryku procesów planetotwórczych składa się prawie wyłącznie z subtropikalnych wybrzeży. Z powodu podobnie podejrzanego wybryku relastatyki czasowej jest tu prawie zawsze sobota po południu, tuż przed zamknięciem barów na plaży.

Śmiechowo było na przykład jak pewien zwierz namawiał do zamówienia dania z siebie i zachwalał części ciała. Oczywiście spotkało to się z protestami, ale także z ciekawymi i zarazem logicznymi dysputami.

– Nie zamierzam jeść zwierzęcia, które mnie do tego namawia – odparł Artur. – To nieludzkie!
– Wolisz jeść zwierzę, które nie chce zostać zjedzone? – zdziwił się Zaphod.

Ach. No tak mogę walić cytatami przy piątku jak najbardziej… a co tam.

Wiadomo, że istnieje nieskończenie wiele światów, choćby dlatego, że istnieje nieskończona przestrzeń, w której mogą się znaj dować. Nie każdy jest zamieszkany, dlatego liczba zamieszkanych światów musi być skończona. Każda skończona liczba podzielona przez nieskończoność daje (prawie) zero. Można więc stwierdzić, że średnia populacja we wszechświecie wynosi zero. Wynika stąd, że ludność wszechświata wynosi zero, a ludzie, których spotyka się od czasu do czasu, są wytworem chorej wyobraźni.

Jak widzicie wszystko jest dość bardzo filozoficzne i dziwię się, że tej filozofii ktoś się chce pozbyć. Czy nie lepiej by było jakby wszystko takie prostoliniowe było?

Nieskończony: większy od największego i jeszcze trochę większy. W sumie jeszcze wiele większy od tego, naprawdę szalenie kolosalny, o absolutnie fantastycznych rozmiarach, wywołujący wrażenie „ale wielkie!” Nieskończony to tak wielki, że ogromny wydaje się mizerny. Gigantyczny pomnożony przez przerażająco olbrzymi – oto mniej więcej to, co chcemy wyrazić.

No dobra. Koniec tego. Więcej cycatów niż mych przemyśleń. Czytając książkę można się zadumać nawet (oprócz tego pośmiania), ale głównie to jest bardzo dużo dobrej rozrywki. Co przy piątku powinno się jak najbardziej propagować. Tak więc. Propaguję.

Restauracja na końcu wszechświata - Douglas Adams
Albatros, s. 255 | 2005 (org.1980)
Ocena: 4+/5
O książce na goodreads

Koniec? [Parabellum. Głębia osobliwości – Remigiusz Mróz]

Wojna to trudny temat. W zasadzie ciężko jest mówić o plusach wojny w obliczu ofiar. Konflikt zbrojny zawsze zbiera krwawe żniwo tak było i tak jest teraz. Niektórzy walczą o ojczyznę, a inni będą uciekać w poszukiwaniu dobrobytu. Remigiusz Mróz w końcu wydał ostatni tom Parabellum i domknął historię Zaniewskich. Domknął zgrabnie, ale furtki nie zatrzasnął. Bieżące wątki raczej wyczerpał, a było tego trochę.

W zasadzie mamy tu trzy punkty widzenia. Maria, która z Francji trafia do Leitnerów. Bronka, który chyba najbardziej był przygotowany do wojny i dzielnie walczy o powrót do rodzimej armii i nie ma problemu z tym, aby zrobić parę kroków w dal, by znów wrócić. I oczywiście jest Staszek, który ma najgorzej bo trafił do obozu Mauthausen i to on z całej trójki miał chyba najgorzej. Obraz obozowej rzeczywistości jest przerażający, ale nadzieja umiera ostatnia. Mimo, że to miejsce w którym w książce trupy padają najczęściej to trudno nie pochylić się nad losem tych, którzy musieli to przejść.

Autorowi udało się świetnie mnie wciągnąć. Przeskakując z wątku na wątek miałem żal, bo chcica wiedzy o dalszych losach była duża, ale jak się wczytało w kolejny rozdział, to pojawiała się znów myśl ‚aaa właśnie ciekawe co z nimi’. I znów się można było zatracić. I tak w kółko. Historia przedstawiona nie jest jednoznaczna i wywołuje skrajne odczucia. Nie jest to wszystko łatwe. Nie ma tu miejsca na poprawność polityczną. Wszystko jest bardzo interesująco opisane i pod tym względem nie zawiodłem się. Świetne zakończenie trylogii. Polecam.

Parabellum. Głębia osobliwości, Remigiusz Mróz
Czwarta Strona, s. 583 | 2016
Ocena: 4+/5
O książce na goodreads

Uciekając od przeszłości [Dziewczyny, które zabiły Chloe – Alex Marwood]

Autora na okładce poleca King. Czasem bywa, że nawet najlepsze rekomendacje na okładkach nie pomagają, a do tego jeszcze większą presję wywierają i czytelnik z buta ma duże oczekiwania. Dlatego ja zawsze do takich przypadków podchodzę z dystansem. Do tego tytuł powieści jakoś obudził we mnie obawy, że będzie jakaś zagadka kryminalna, a rozwiązanie jej mamy w tytule, a tak się zdarzyło np. w przypadku Samolotu bez niej autorstwa Michela Bussi. Tym razem moje obawy były nieuzasadnione, Alex Marwood stworzyła bardzo interesującą historię, może nie oryginalną, ale dobrze napisaną i przede wszystkim wciągającą.

Narracja odbywa się dwutorowo. Po pierwsze poznajemy to co zdarzyło się w 1986 i to co się dzieje teraz. Autorka stopniowo odsłania nam losy tego co zdarzyło się w latach 80. Teraz myśląc o tym co się zdarzyło wtedy.. to hmm jednak tytuł jest niefortunny. Oryginalny to Wicked girls, który nie sugeruje wydarzeń, a ten nasz rodzimy jednak już totalnie odsłania do czego dążą, choć w treści pośrednio coś dowiadujemy się już, ale dzieje się to powoli i chyba jednak najlepiej byłoby dobrze czytelnikowi pozostawić jakąś nadzieje.

No dobra, ale się zakręciłem z tym strasznie. W 1986 Jade i Bel zabiły Chloe, cała sytuacja stopniowo jest nam odsłaniana i w finale trudno będzie nam przejść obojętnie obok tego co się stało, bo Chloe miała zaledwie 4 lata, a sytuacja byłą co najmniej niejednoznaczna. Po tych latach Kristy, która jest dziennikarką zajmuje się serią artykułów o seryjnych napaściach i morderstwach na kobietach do jakich dochodzi w Whitmouth. Jej praca doprowadzi do spotkania po latach, gdyż podczas zbierania materiałów do artykułów trafia na konserwatorkę powierzchni płaskich (sprzątaczkę) Amber, która okazuje się jej wspólniczką sprzed lat. Znały się w zasadzie tylko jeden dzień, a zapamiętały się na całe życie. Zawsze się obawiały tego, że prawda o nich wyjdzie na jaw i że bliscy dowiedzą się o ich przeszłości. Utrzymanie tej znajomości wydaje się niemożliwe, ale jednak będą na siebie skazane. Wszystko, przez toczące się śledztwo, które nabierze nieoczekiwanego zwrotu.

Jednego chyba trzeba przy lekturze, cierpliwości, bo okazuje się, że to nie ten seryjny morderca się liczy, a odkupienie winy i rozliczenie z przeszłością. Amber jest kobietą, która jest bardzo uczynna i stara się wszystkim pomóc, ale w książce dojdzie do jej przemiany. W końcu kto ma miękkie serce, musi mięć twardą dupę. Z resztą cała książka to pewnego rodzaju studium psychologiczne Kristy i Amber. Historia jest ponura i nie napawa optymizmem. Z jednej strony losy bohaterek mogą doprowadzić do odkupienia, a z drugiej jak się zastanowić, co doprowadziło do tragedii w tym 1986 roku, to też człowiekowi się robi po prostu smutno i zostaje jakiś żal, żal że wystarczyło trochę odpowiedzialności i nie oglądanie na swoje chcice, aby uniknąć nieszczęścia.

Dobra, nie będę spoilerował. Książka mimo pewnego rodzaju zmieszanie co do tytułu o którym pisałem jest bardzo ciekawą pozycją i myślę, że niejednego z Was wciągnie ta historia.

Dziewczyny, które zabiły Chloe Alex Marwood
Albatros , s. 448 | 2015 (org. 2008)
Ocena: 4+/5
O książce na goodreads

Diablo! [Dziedzictwo krwi – Richard A. Knaak]

Ileż to było godzin spędzonych na grze. W zasadzie tylko pierwsza część mnie tak pochłonęła. Diablo, bo o nim mowa, to klasyk gier hack’n’ slash. Powrót w te klimaty może być możliwy dzięki serii książek wydanych w uniwersum Diablo i trzeba przyznać, że po pierwszej lekturze jestem mile zaskoczony.

Najważniejsze jest to, że fabuła nie jest kopią tej z gry, za co należy pochwalić autora. Wszystko koncentruje się wokół Norrec Vizharan, który jest najemnikiem, a jego głównym celem jest wzbogacenie się, co nie powinno dziwić. Podczas podróży wraz z towarzyszami Sadunem i Fautzinem odnajdują tajemniczy grobowiec w którym został złożony Władca Krwi Bartuc. Norrec odnajduję zbroję, która przejmuje nad nim kontrolę. Dlaczego wybrała jego? I do czego do doprowadzi? Z pewnością nie jest nic miłego. Rozpocznie się walka nie tylko ze zbroją lecz także z samym sobą, gdyż artefakt będzie doprowadzał go do szaleństwa, a poza tym moc zbroi będą chciały wykorzystać też demony.

Słabą stroną powieści są kreacje bohaterów, ale chyba w tej książce to nie oni powinni wieść prym, a świat Diablo. I trzeba przyznać, że zahacza on o niektóre aspekty z gry i będziemy mogli się dowiedzieć parę ciekawych rzeczy o jej bohaterach lub też miejscach. Graczom takie elementy dodadzą smaczku, a tym co nie grali nie będą przeszkadzały.

Z pewnością trudno się tu nudzić, a język jakim jest pisana książka jest na tyle prosty, że można łatwo zanurzyć się w fabułę. Cały czas coś się dzieje i jest klimacik. Na koniec dopełnienie klimatu, czyli muzyka z części pierwszej Diablo.

Dziedzictwo krwi, Richard A. Knaak
ISA , s. 208 | 2001 
Ocena: 4-/5
O książce na goodreads

[Człowiek z Wysokiego Zamku – Philip K. Dick]

Philip K. Dick jest jednym z najbardziej znanych pisarzy sci-fi. Ja do niego się zbieram już ładnych parę miesięcy. Blade runner i Ubik czekają cierpliwie, a przyszedł nagle i znienacka Człowiek z Wysokiego Zamku, rozgościł się na dwa wieczory i odszedł. Wizyta ciekawa i zmuszająca do przemyśleń.

Fabuła dotyczy wydarzeń z drugiej wojny światowej i jej alternatywnej wersji. Najprościej byłoby napisać, że Szkopy jednak wygrały a razem z nimi Japończycy. USA jest teraz zajęte przez państwa Osi. Niemcy podbili Eurazję, a także Afrykę. O zgrozo wysuszyli Morze Śródziemne i zabrali się za podbój kosmosu. Mars stoi otworem! Jednak to nie kosmiczny aspekt jest tu ważny lecz społeczny i egzystencjonalny. Najważniejsze wydają się książki jedną z nich jest I-Cing, księga przemian, która jest wyrocznią używana bez ograniczeń. Z drugą książką jest niemały problem. Jest to księga ‚Utyje szarańcza’. Zakazana przez Niemców i krążąca gdzieś w drugim obiegu. Jest w niej przedstawiona alternatywna wersja wydarzeń i zbliżona bardziej do tych rzeczywistych, a mianowicie Niemcy i Japonia przegrywają wojnę a USA jest światową potęgą rządząc światem z kilkoma innymi europejskimi krajami. Jedna z bohaterek Juliana Frink postanawia dotrzeć do autora książki podejrzewając, że w tym co napisał jest coś prawdziwego.

Dick ciekawie wykreował alternatywny świat. Na przykład dla Japońce jarają się wszystkimi przedwojennymi amerykańskimi rzeczami. Na początku wyraźnie nakreślona zostaje różnica między tym co jest fałszywe a tym co prawdziwe. Odbiór tego świata nie jest łatwy i zasadniczo najlepiej robić jak najmniej przerw w czytaniu by nie tracić nic ze skupienia. Mi to średnio się udawało i czasem musiałem zatrybić i się wstrzelić w narrację, ale jak już się udało to Dick wciągał w swoje gierki i wydaje się, że główne przesłanie książki to szukanie miejsca w nowej rzeczywistości i odpowiedzi na pytanie kto jest kim i gdzie się kończy a gdzie zaczyna fikcja.

Dodatkową zachętą do lektury może być nakręcony serial oparty na tej książce, tak więc polecam zapoznanie się z książką przed oglądaniem ekranizacji.

Człowiek z Wysokiego Zamku, Philip K. Dick
Rebis, s. 283 | 2006 (org. 1962)
Ocena: 4/5
O książce na goodreads

Chore, chore.. mniam mniam [Ludzie z bagien – Edward Lee]

Nowy rok, zamiast od podsumowań, zaczynam od ostrej lektury. Edward Lee, to pisarz na tyle specyficzny, że chyba jego książki można albo polubić, albo podetrzeć sobie nimi to i owo. I to zdanie nie jest bynajmniej nie na miejscu. Ono jest dostosowane trochę do języka z którym często autor tam się posługuje. Lee dosadnie i bez zbędnych ogródek wali kurwami, czy innymi epitetami, ale robi to na tyle dobrze, że wszystko wpisuje się – przynajmniej dla mnie – w stworzona przez niego wizję zła. Ponieważ jest to już moja trzecia jego książka, nie byłem zaskoczony tym co tam zastałem, ale od ostatniej jego lektury minęło trochę i znów miałem problemy z uśnięciem po odłożeniu książki.

Ludzie z bagien to połączenie kryminału z horrorem. Phil pracował w policji i walczył z grupami narkotykowymi. Podczas jednej z akcji zastrzelił dzieciaka, a do tego użył zabronionej na służbie amunicji. Problem w tym, że tak naprawdę strzelił chłopakowi nad głową, a do swojej broni nic niezgodnego z regulaminem nie ładował. Zmuszony do odejścia ze służby znajduje ratunek u byłego szefa w Crick City, gdzie ma mu pomóc na lokalnym posterunku. Miejscowość tą Phil zna z dzieciństwa, teraz powraca by rozpracować kto stoi za narkotykowym interesem.

Cała kryminalna historia osnuta jest przerażającymi wizjami i zdarzeniami. Dealerzy, którzy zniknęli z rynku zostali obdarci ze skóry. Jak nie trudno się domyśleć coś pewnie ma to wspólnego z tymi ludźmi z bagien. No ma. Bagnowi, bo tak są zwani przez lokalnych, to specyficzna społeczność. Żyli gdzieś głownie na odludziu, zdeformowane ciało i czerwone oczy to ich charakterystyczna cecha. I to co wymyślił Lee i z nimi zrobił, to jest coś, że aż muszę zacytować zdanie z książki właśnie oddające pewnie jego stan umysłu ‚ma bardziej nasrane niż miejscowy szalet’.

O fabule nie będę więcej pisał, bo po co? Wszystko jest ciekawie skonstruowane, a Phil to bohater, który mam wrażenie momentami jest łatwowierny i bardzo ulega wpływom, ale zdradzę, że sprawę do końca doprowadzi, a ten koniec będzie bardzo zaskakujący. W książce poniekąd znajdziemy też analizę i ciekawy obraz życia w tym niezbyt ciekawym miejscu:

– Prawdę mówiąc, to dość typowe dla półświatka. Oznaka statusu. Narkotykowi bossowie biorą sobie za żony atrakcyjne kobiety, a później posyłają je do burdelu. W mieście to była normalna rzecz. To jak kupić sobie koszulę za pięćset dolców i używać jej do sprawdzania poziomu oleju w silniku. Żeby pokazać, że jesteś gość.

Widział to miliony razy. Źródło nałogu nie miało najmniejszego znaczenia, nieważne, kokaina, PCP, amfetamina, heroina; wyraz twarzy zawsze wyglądał identycznie. To nie była przyjemność, a jedynie bardzo wyraźna, choć abstrakcyjna, mieszanina ulgi, obrzydzenia i rezygnacji. Dotyczyło to wszystkich uzależnionych. Był to wyraz twarzy kogoś, kto po raz kolejny poddał się władzy tej części siebie, która czyniła go niewolnikiem.

Nie będę Was zachęcał do tej lektury, bo takie klimaty są specyficzne. Gdyby wyciąć wszystkie przekleństwa z książki pewnie jej objętość spadła powiedzmy o 1/4, może 1/3? Norma to takie zdania jak na przykład:

Wsioki w tej okolicy wpierdalają pył jak, kurwa, dzieciaki watę cukrową na jebanym festynie


Stan umysłu podczas pisania tej książki to pewnie niezły kawał pracy dla jakiegoś socjologa, albo psychonalityka. Jest tej w książce dużo obrzydliwych scen i podobnego języka, ale tego się spodziewałem i można powiedzieć, że się nie zawiodłem. Lee w formie, zło w czystej ociekającej krwią postaci. Osobom o mocnych nerwach polecam, to nie jest deserowa lektura, ale jak najbardziej polecam się zmierzyć z pewnego rodzaju talentem tego pisarza.

Ludzie z bagien, Edward Lee
Replika, s. 400 | 2012 (org. 1994)
Ocena: 4/5
O książce na goodreads

Hodowanie rogów [Uczeń diabła – Kenneth Bøgh Andersen]

Literatura młodzieżowa na koniec roku. Tak się złożyło. Zamiast życzeń póki co parę zdań i refleksji z zakończonej lektury pierwszej części z serii (shit znów zaczęta seria) duńskiego pisarza Kennetha Bøgha Andersena. Seria pt. Wielka wojna diabłów .

Wszystko się zaczyna w szkole. W której jak to bywa, ktoś wiedzie prym, ktoś inny obrywa (rym niezamierzony). Filip Engell jest takim, który właśnie został wylosowany do obrywania. Soren, szkolny zabijaka właśnie sobie go dziś upatrzył. Z opresji ratuje go woźny, ale Soren nie odpuszcza i przez niego wpada pod samochód. Ten uczynny i przemiły chłopak, życzliwy na każdym kroku, który też nie kłamie przeżywa jakże duże zdziwienie, gdy staje przed bramami… piekła. W zasadzie to nie wie początkowo gdzie trafił.. ale szybko się wyjaśnia. Jak się okazuje zaszła pomyłka i ten wręcz anielski trzynastolatek w zasadzie nie powinien umierać. Co zrobić? Lucyfer już zaplanował, że wobec trapiącej go choroby.. ma trafić tu teraz jego następca. Lecz jak wykrzesać zło z osoby, która przeprasza i dobrze się zachowuje? Jest plan, ale czy zdążą go zrealizować zanim śmierć (Mortimer) przyjdzie po Lucyfera?

Na pewno młodzież, to jest docelowy odbiorca tej serii, ale mi jakoś podpasował humor autora. Jest parę fajnych choć gdzieś już zasłyszanych pomysłów. Bóg i Lucyfer rzucający kostką, ulica wybrukowana ludzkimi głowami, czy też ciekawy Ogród Samobójców. Jest też parę rzeczy które pozwolą się zastanowić nad tym, czy rzeczy złe są takie zawsze, czy może jednak mają jakiś ukryty cel, czy jak kogoś kopniemy w tyłek, to z pożytkiem czy nie, albo czy kłamstwo jest równe kłamstwu.

Młody czytelnik, może z tej lektury wynieść pewną mądrość życiową, że zło zmienia człowieka i obcowanie ze złem jak najbardziej. Kto z kim przystaje takim się staje? W pewnym sensie tak, ale jest nadzieja, bo są tacy, którzy mogą się nie oglądać na innych i na tym mogą wyjść dobrze, choć przedstawiony obraz jest taki, że w zasadzie robiąc niewielkie złe rzeczy (grzechy), możemy stać się naprawdę złą osobą.

Tak jak pisałem podobał mi się humor autora i jego lekkość.

– Sztambuch? A co to jest sztambuch?
– To taka książeczka, w której zapisuje się rozmaite sprawy, których nikt inny nie może czytać.
– Czyli dziennik?
– Nie rozumiem, czy to odpowiednik naszego nocnika?

Reasumując książka z ciekawym pomysłem i dość fajną jego realizacją. Moralizatorsko skierowana do młodszego czytelnika, ale mimo to może to być ciekawa lektura dla starszych osób.

Uczeń diabła, Kenneth Bøgh Andersen
Jaguar, s. 368 | 2011 (org. 2005)
Ocena: 4/5
O książce na goodreads

Deszczowa i zimna Szkocja [Czarny dom – Peter May]

Już prawie nowy rok, więc trzeba jeszcze wrócić do tych zaszłości ze starego. Iż gdyż na podsumowania i kumulację jeszcze przyjdzie czas. Czarny dom Petera Maya to pierwszy tom trylogii. Książka bardzo klimatyczna. Peter May, szkot, który w Szkocji pracował całe życie, to też i o Szkocji jest tutaj. Swego czasu dostał nawet nagrodę dla najlepszego dziennikarza szkockiego. Etniczność Szkocji to chyba będzie charakterystyczny punkt jego książek. Przynajmniej tak jest tutaj.

Głównym bohaterem książki jest Fin MacLeod, który po śmierci syna zostaje rzucony w wir śledztwa w swoje rodzinne strony. Na wyspie Lewis dochodzi do morderstwa i Fin ma sprawdzić czy ma to związek z wcześniejszym morderstwem, a że przyda mu się oderwanie myśli od żałoby, to szef wpycha go w zasadzie w wiry przeszłości.

To co udało się autorowi świetnie stworzyć, to swego rodzaju surowego klimatu szkockiej prowincji. Prowincji na której ludzie mają swoje przyzwyczajenia i swoją kulturę. Tradycja gaelicyjskiego rytuału na wyspie Sula Sgeir i zdobywania tam ptactwa jest nie jest lekko przedstawiona i można poczuć wiatr we włosach, a nawet dostać choroby morskiej czytając opisy autora. Autor prowadząc dwutorowo narrację zacieśnia bardzo relacje głównych bohaterów. Fin poniekąd zostaje włączany do starej społeczności i rozliczany z przeszłości od której nie jest łatwo mu uciec. Do końca nie wiadomo, czy sam chce uciec od tego co zostawił po śmierci syna, czy jeszcze bardziej uciec na ląd. Jest na totalnym rozdrożu życiowym. Duży opór nasz bohater spotyka ze strony miejscowej policji, gdzie tamtejszy szef nie kryje, że chce się go pozbyć i odesłać, co z kolei powoduje jeszcze większe zaangażowanie w śledztwo.

Trochę zaskoczyła mnie ta lektura. Jej klimat, złożoność bohatera oraz ciekawa intryga, to wszystko powodują wzrost apetytu przed lekturą kolejnych części. Jeśli Petar May równie barwnie i realnie będzie oddawał tamtejszą rzeczywistość, to nie ma co czekać i czas zakotwiczyć w Szkocji.

Książka przeczytana w ramach WYZWANIA KRYMINALNEGO

Czarny dom,  Peter May
Albatros, s. 464 | 2014
Ocena: 4+/5
O książce na goodreads

Gliwice i noir [Wampir – Wojciech Chmielarz]

Gliwice miasto na prawach powiatu w południowej Polsce, na Górnym Śląsku, w województwie śląskim, położone na Wyżynie Śląskiej, nad rzeką Kłodnicą – za wikipedią. Miasto w którym autor Wojciech Chmielarz spędził kawał życia i przyznam, że ja też. Jeśli chodzi o mnie było to ładnych parę lat studiów. Tak się złożyło, że nie przyszło mi mieszkać tam, ale dojeżdżałem codziennie i w autobusie linii 194 spędziłem kawał czasu. Drugą część czasu studiów oprócz nauki spędziłem szlajając się po różnych knajpach zamiast siedzieć na wykładach i dlatego często lądowało się w Dziupli czy choćby Spirali. To było dawno i nieprawda. Teraz przyszedł na sentymentalny powrót w te okolice. Powrót bardzo udany, bo to przecież Chmielarz, a u niego nudno nie jest.

Mateusz skoczył z budynku. Matka jednak nie daje wiary ustaleniom prokuratury i nie przechodzi do porządku dziennego. Z resztą która matka po śmierci syna to robi? Na polecenie jego adwokata zostaje wynajęty Dawid Wolski. Można powiedzieć, że jest detektyw do którego poszlibyście w sytuacji jeśli nie chcielibyście dużo wydać, albo nie zależałoby Wam na rzetelności. Choć o tym jego klienci do końca nie widzą. Na przykład dla jednego klienta sprawdza czy żona go nie zdradza jednocześnie mając z nią romans, ot grunt aby kasa się zgadzała. Z Dawida to po prostu taki cwaniaczek trochę i do tego syfiarz o czym świadczy wygląd jego mieszkania. Jednak mimo swoich wad, to jakoś uda mu się zakręcić w odpowiednich miejscach i dowiedzieć faktów o denacie, które mogą doprowadzić do wyjaśnienia pozornie błahej sprawy.

To, co cechuje prozę Chemielarza, to pewna łatwość w tworzeniu postaci co do których czytelnik ma trudności z polubieniem. Dawid jest odpychający, a jego celem zdaje się być tylko nastawienie na kasę, choć trzeba przyznać, że z biegiem akcji, gdy zostanie naciskany, aby nie zajmować się sprawą i wziąć łapówkę, to zrezygnuje z niej i brnie w śledztwo uparcie. Poza tym mimo, że Mateusz jest martwy, całą książka nim żyje i poznajemy go dokładnie i tu też trudno go polubić.. a książka jest przedstawieniem jego osobowości. Dobitnie i świetnie przedstawia autor trudne relacje rodzinne nie tylko Mateusza, ale i Dawida, którzy cały czas borykali się z różnymi problemami jeśli chodzi o ich ojców.

Nie zawiodłem się kolejny raz. Dobrze było wrócić do Gliwic, choć od czasu gdy tam studiowałem minęło trochę czasu, to jeszcze parę miejsc pamiętam. Z chęcią sięgnę po kolejne książki tak z cyklu gliwickiego jak i z serią z Mortką.

Książka przeczytana w ramach WYZWANIA KRYMINALNEGO

Wampir, Wojciech Chmielarz
Czarne, s. 328 | 2015
Ocena: 4+/5
O książce na goodreads